Wpisy z okresu

styczeń 2014

Bezpłatne kursy SpectraLayers

Opublikowano przez

spectralayers21Edycja spektralna materiału audio nie jest zagadnieniem nowym, i kilka firm dość intensywnie zaczęło penetrować ten obszar oprogramowania (iZotope, Adobe, UI Software, Photosounder, Diamond Cut, a nawet Roland). Na ten moment jednak wydaje się, że najbardziej wszechstronnym i funkcjonalnym narzędziem do edycji spektralnej jest Sony SpectraLayers, aktualnie dostępny w wersji 2.1, którą dosłownie przed chwilą otrzymałem do testów, razem z najnowszym Sound Forge Pro Mac 2.0. SpectraLayers 2.1 różni się od wersji 2.0 kilkoma ciekawymi funkcjami, w tym narzędziem do redukcji/eliminacji pogłosu, poprawionym algorytmem redukcji szumów oraz opcją wysyłki odszumionego sygnału na oddzielną warstwę. Trzeba bowiem wiedzieć, że SpectraLayers pracuje na podobnej zasadzie jak Photoshop przy obróbce grafiki bitmapowej – możemy tworzyć różne warstwy, na każdej z nich edytować spektrum sygnału (także z użyciem wtyczek VST), a następnie zgrać całość do postaci pliku audio. SpectraLayers Pro 2.1 doskonale współpracuje z Sound Forge, teraz także z Sound Forge Pro Mac. A jak to wygląda w praktyce, przekonam się za kilka dni, gdy popracuję trochę z nowymi aplikacjami.
SpectraLayers otrzymał na właśnie zakończonych targach NAMM nagrodę Editor Choice od redakcji miesięcznika Sound on Sound. Z tej radości firma Sony postanowiła udostępnić zupełnie bezpłatnie komplet materiałów edukacyjnych w formie wideo (łącznie z rejestracjami webinariów), związanych z obsługą tego niesamowitego programu. Gorąco zachęcam wszystkich zainteresowanych tą tematyką do zapoznania się z zawartością tej strony. Można tam znaleźć mnóstwo interesujących informacji i porad na temat SpectraLayers i praktycznego zastosowania tej aplikacji.
Dodam tylko, że autorem SpectraLayers (początkowo Spectral Layers) jest mieszkający we Francji Robin Lobel (rocznik 1984), założyciel firmy Divide Frame, programista związany z rynkiem gier i produkcji filmowych. Stworzony przez niego SpectraLayers znalazł już zastosowanie w takich obrazach jak Men In Black 3, Total Recall, Twilight oraz The Hobbit. Program jest też wykorzystywany przez FBI. Ale to tajemnica…

Moog Sub 37 – parafoniczny syntezator analogowy

Opublikowano przez

Sub_37Tradycją już się stało, że nowe instrumenty firmy Moog wzbudzają w Sieci sporo zamętu. Tym razem winę za szum informacyjny ponosi sam producent, który umieścił na swoim forum grafikę przedstawiającą nowy, polifoniczny syntezator. Polifoniczny? Wolne żarty, zakrzyknęli internauci, spodziewając się zwykłej prowokacji ze strony firmy, która przez całą swoją historię słynęła raczej z produkcji instrumentów monofonicznych. Oczywiście zdarzały się wielogłosowe wyjątki, takie jak Polymoog czy Memorymoog, ale raczej nie były to instrumenty, które zapisały się na kartach historii muzyki tak wyraźnie jak Minimoog czy Moog Prodigy. Zostawmy jednak przeszłość za sobą, bowiem nowy produkt Mooga jest w istocie syntezatorem wkraczającym na obszary polifonii (choć nie w pełnym tego słowa znaczeniu).
Moog Sub 37 to dokładnie rzecz biorąc syntezator parafoniczny, który może odtwarzać dwa głosy równocześnie. Warto pamiętać, że parafonia nie jest jednoznaczna z polifonią, bowiem w trybie parafonicznym oba oscylatory mogą mieć niezależną wysokość dźwięku, ale współdzielą ze sobą obwiednie VCF i VCA. Sub 37 został oparty w dużej mierze na syntezatorze Subphatty, ma dwa takie same oscylatory, generator szumu i suboscylator. Równocześnie jednak instrument został znacząco zmodyfikowany i powiększony, co czyni go syntezatorem dużo bardziej zaawansowanym od jego poprzednika. Ma 37 klawiszy (z funkcją aftertouch, umożliwiającą dodatkową modulację), wyświetlacz LCD i znacznie więcej pokręteł, bowiem wszystkie funkcje zaawansowane, do których w Subphatty dostęp uzyskiwało się za pomocą skomplikowanych kombinacji przycisków, zostały przeniesione na panel czołowy. Ponadto mocno zwiększono możliwości modulacyjne syntezatora oraz dodano sekcję arpeggiatora. Sub 37 może pomieścić 256 presetów z barwami oraz ma programowy edytor działający jako samodzielny program lub wtyczka VST. Moog Sub 37 będzie dostępny w sprzedaży wkrótce, za cenę wynoszącą ok. 1.579 USD.
Dokładne specyfikacje dostępne są na stronie producenta. Poniższy filmik bardzo przekonująco prezentuje możliwości brzmieniowe nowego Mooga.

Stefan Głowacki

Interesujące (i bezpłatne) instrumenty dla Kontakta

Opublikowano przez

jd800_pic_1Marcin (mha) zwrócił mi uwagę na blog 0on3, na którym znajdziecie prawdziwą kopalnię bezpłatnych instrumentów dla samplera Kontakt (mniej obeznanym w temacie polecam kurs obsługi tego instrumentu), przy czym wielu czytelników tego bloga (mówię o 0on3) podkreśla, że niektóre ze znajdujących się tam pakietów są lepsze od ich komercyjnych odpowiedników. Instrumenty są porządnie zaprojektowane, z uwzględnieniem różnego typu modulacji i mają przyzwoitą, choć momentami dość dyskusyjną grafikę (np. Turd Machine…). Osoby tworzące własne biblioteki znajdą tam też poradnik na temat projektowania interfejsów graficznych dla instrumentów Kontakta wraz z zestawem podstawowych apli (teł), z których można skorzystać tworząc własne projekty. Wiele bibliotek na blogu 0on3 to sample klasycznych instrumentów, ale jest też mnóstwo innych interesujących brzmień.

Separacja wokalu: wreszcie coś działa!

Opublikowano przez

adx_traxSeparacja wokalu z kompletnych utworów, pozwalająca uzyskać niezależne pliki samego wokalu i samej warstwy instrumentalnej, od zawsze była wielkim marzeniem wielu osób. Taki wokal można potem wykorzystać w remiksach, a sam podkład muzyczny np. w karaoke lub do jakichś innych zbożnych celów. Różne firmy z różnym skutkiem podchodziły do tego tematu wielokrotnie, ale mam wrażenie, że wreszcie się komuś to udało. Tym kimś jest firma Audionamix, która specjalizuje się we wszelkiego typu separacjach, mając na swym koncie różnego typu pierwszoligowe produkcje filmowe z Hollywood. Na tegorocznych targach NAMM zaprezentowała ona aplikację o nazwie ADX Trax, której działanie naprawdę robi wrażenie. Aplikacja jest obecnie dostępna tylko dla komputerów Mac, a jej w pełni funkcjonalne, działające przez tydzień demo można ją pobrać ze strony producenta. Cała magia dzieje się w Chmurze, sama aplikacja zainstalowana w komputerze jest tylko klientem serwera, który dokonuje wszystkich działań. Przy sprawnym łączu internetowym (przyda się łącze symetryczne) całość dzieje się bardzo szybko i nie ma podstaw, żeby narzekać. Na początku Trax sam kreśli linię wokalu, którą „wyłowił” w nagraniu, ale my możemy ją dowolnie korygować korzystając z dostępnych narzędzi i podpowiedzi ze strony generatora dźwięku wiodącego. Edycja odbywa się trochę jak w Melodyne. Czym precyzyjniej zdefiniujemy linię wokalu, tym lepsze uzyskamy efekty. Poza tym mamy też opcje redukcji pogłosu, redukcji perkusji w wokalu i szereg innych ciekawych narzędzi. Po 15 minutach pracy, nawet nie zapoznając się z bardziej zaawansowanymi funkcjami tego narzędzia, udało mi się uzyskać takie oto rezultaty.

Jak słychać, sporo jest jeszcze do zrobienia, ale czym bardziej wgłębiam się w tę aplikację, tym mocniej wierzę, że można uzyskać efekty zapierające dech w piersiach. Tak jak wspomniałem – kluczem do sukcesu jest odpowiednie „wyrysowanie” linii wokalnej w edytorze (lub poprawienie tej, którą automatycznie zdekodował program), aby specjalne filtry wiedziały, co mają filtrować. Chyba zanosi się na sporą rewolucję w tym temacie. Opłata za program jest roczna i zaczyna się od 240 dolarów. Do końca lutego obowiązuje 20-procentowa zniżka.

Nowy system kalibracji i moja (subiektywna) opinia

Opublikowano przez

sonarworksSzerzy się wśród producentów sprzętu i oprogramowania tendencja do tworzenia nowych, rewolucyjnych systemów kalibracji monitorów w pomieszczeniu odsłuchowym, a przykłady tego typu narzędzi znajdziemy nawet wśród firm z tzw. pierwszej ligi. Na NAMM właśnie pojawił się kolejny taki system stworzony przez łotewską firmę Sonarworks. Idea tego typu systemów jest stosunkowo prosta. W różnych punktach pomieszczenia mierzony jest sygnał wytwarzany przez monitory, a wyniki pomiarów porównywane są z sygnałem wzorcowym. Po porównaniu aplikowane są do sygnału filtry, których zadaniem jest stłumić to, co się za mocno wybija i podbić to, czego jest za mało. Pomiar dokonywany jest w kilku miejscach, aby w ten sposób w pewnym zakresie skompensować różne poziomy poszczególnych fal w różnych miejscach pomieszczenia. I po zaaplikowaniu takiej korekcji już możemy się cieszyć dźwiękiem jak w najlepszych studiach masteringowych. Proste, prawda?
Otóż ani trochę. Żaden znany mi system tego typu nie działa w sposób taki, by można było na nim w stu procentach polegać. Owszem, tu i ówdzie pozwala skorygować pewne problemy z odsłuchem, ale jest to proteza, a do tego wyciosana siekierą z kawałka drewna.
Chodzi o to, że zmiany w odsłuchu sygnału w pomieszczeniu, które nie jest dobrze opracowane akustycznie nie odbywają się w domenie częstotliwościowej ale fazowej (czasowej). Powodują je odbicia, które się pojawiają w pomieszczeniu, i na skutek interakcji z sygnałem bezpośrednim są przyczyną kumulowania się bądź odejmowania ciśnień w określonych miejscach pomieszczenia, co skutkuje zmianami w charakterystyce częstotliwościowej. A wyrównywanie tej charakterystyki po stronie źródła to trochę tak, jak leczenie kataru chusteczką do nosa. Źródłowy sygnał o „kłopotliwych” częstotliwościach będzie odpowiednio cichszy i głośniejszy, to prawda, dając subiektywne wrażenie, że ogólna charakterystyka została wyrównana. Ale problem pozostał, ponieważ pomieszczenie się nie zmieniło. W dalszym ciągu będą występować kumulacje i spadki ciśnień w różnych miejscach, tyle tylko, że ich słyszalność jest mniejsza. Pozostają jednak problemy związane ze zmianami fazy. Co więcej, są one pogłębiane przez filtry (dla nadania powagi sprawie zazwyczaj są to filtry z tzw. liniową fazą, czyli nie wprowadzające opóźnień). A tego typu filtry i do tego działające bardzo wąsko i bardzo głęboko, to jedna z najgorszych rzeczy, jaką można do tego typu zadań użyć.
Ale najpierw rzućcie okiem na poniższy filmik. Pokazuję tu zastosowania wąsko działającej filtracji z bardzo dobrego korektora Fab Filter w trybie podbicia i tłumienia w przypadku tzw. zwykłego filtru (zero latency) oraz filtru z liniową fazą. Zwróćcie uwagę co się dzieje z rezonansem.

Jak łatwo można usłyszeć, działaniu ostro strojonych filtrów pasmowych towarzyszy rezonans, czyli wybrzmiewanie częstotliwości jeszcze po zakończeniu trwania sygnału właściwego. Rzecz poniekąd naturalna, bo każdy rezonans to kumulacja energii, która potrzebuje trochę czasu na to, aby się wytracić. O ile jednak w przypadku zwykłych filtrów działających z przesunięciem fazy (opcja zero latency) ów rezonans pojawia się PO zakończeniu dźwięku właściwego, o tyle w przypadku filtrów z liniową fazą (ponieważ działają one z opóźnieniem potrzebnym na przetworzenie sygnału) rezonans ten pojawia się po sygnale właściwym jak i PRZED nim. I to zarówno podczas ekstremalnego podbijania jak i ekstremalnego tłumienia! Pozostaje zatem pytanie: jak tego typu filtry mogą pełnić funkcję naprawczą jeśli chodzi o charakterystykę, skoro bardzo głęboko wpływają na to, co się dzieje z energią dźwięku już po stronie źródła?

Bliźniaki Universal Audio

Opublikowano przez

ua_apollo_twin_1_lrFirma Universal Audio, oprócz swojej pięknej historii, znana jest też z faktu, że produkuje wtyczki, powszechnie uznawane za jedne z najlepiej brzmiących na świecie. Kłopot z nimi jest jednak taki, że wymagają wsparcia sprzętowego w postaci DSP. Można w tym celu skorzystać z dedykowanych kart DSP Universal Audio albo zakupić świetny, choć dość drogi, interfejs Apollo. Ale tak było do dzisiaj, ponieważ właśnie w Anaheim ogłoszono pojawienie się nowego interfejsu z DSP, który podłączamy do komputera przez port Thunderbolt (USB 3.0 już definitywnie poszedł w odstawkę). Nowy interfejs nazywa się Apollo Twin i jest dostępny w dwóch wersjach – Solo i Duo. Cena tańszego to 700 dolarów, a sprzedaż ma ruszyć zaraz po targach NAMM, czyli w przyszłym tygodniu. Wbudowane DSP pozwala na obsługę wtyczek Universal Audio, w tym także tych, które są dostarczane z interfejsem (limitery, korektor, emulator brzmienia wzmacniaczy i wirtualne preampy lampowe). Bardzo ciekawie rozwiązano w interfejsie kwestię przedwzmacniaczy (przed konwersją A/C). Jeśli aktywujemy wtyczkę przedwzmacniacza mikrofonowego wówczas zmienia się topologia (po stronie sprzętowej), aby odpowiednio dopasować ją do sygnału wejściowego. Jest to funkcja, która pojawi się w późniejszej wersji oprogramowania dla Apollo Duo i Quad prawdopodobnie wiosną.
ua_apollo_twin_2_lrInterfejs ma 2 wejścia mikrofonowo-liniowe, wejście instrumentalne, 2 wyjścia liniowe, wyjście słuchawkowe, 2 wyjścia monitorowe i złącze wejściowe ADAT (S/PDIF).
Znajdujące się pakiecie wtyczki to nowy przedwzmacniacz 610B Preamp (właśnie z tą ciekawą funkcją), Softube Amp Room Essentials, LA-2A/1176, Pultec EQP-1A i RealVerb Pro.
Tańsza wersja interfejsu Solo może się jednak okazać zbyt mało wydajna, by „uciągnąć” więcej wtyczek niż te, które znajdziemy w komplecie, dlatego jeśli ktoś chce wykorzystać ten interfejs także jako DSP dla innych wtyczek UA, wówczas powinien celować w wersję Duo, która kosztuje 900 dolarów. Na ten moment interfejs jest kompatybilny tylko z komputerami Mac.

VMS, czyli wszystkie mikrofony Twoich marzeń

Opublikowano przez

slate_vmsSlate Digital, firma założona przez Stevena Slate’a i genialnego francuskiego programistę Fabrice Gabriela, ma już za sobą szereg spektakularnych sukcesów na rynku i jest uznawana za jedną z najbardziej kreatywnych firm tworzących systemy pro-audio. Teraz postanowiła wkroczyć na rynek mikrofonów, ale w dość typowy dla siebie sposób, czyli inaczej niż reszta producentów. W tym celu stworzono dwa mikrofony – wielkomembranowy ML1 i małomebranowy ML2 – oraz dwukanałowy przedwzmacniacz/przetwornik, przeznaczony do współpracy z tymi mikrofonami. Mając już sygnał w postaci cyfrowej trzeba następnie użyć wtyczkowego modułu VMS Plugins, by w efekcie uzyskać brzmienie wszystkich najbardziej klasycznych mikrofonów i przedwzmacniaczy świata. Zastosowano tu optymalizowane „na słuch” algorytmy modelowania fizycznego, które pozwalają uzyskać emulację brzmień kosztownych mikrofonów pojemnościowych i wstęgowych, a nawet różnego typu mikrofonów dynamicznych. Tak ma wyglądać przyszłość technik mikrofonowych zgodnie z wizją Slate Digital. Firma ta bardzo lubi się przechwalać od samego początku swojego istnienia, ale jej produkty są dowodem na to, że zazwyczaj nie przesadzają… Cena? Mówi się o około 2.000 dolarów za pakiecik obu mikrofonów, przedwzmacniacza i wtyczek.
Zainteresowanym polecam kliknięcie poniższych linków. Każdy z przykładów został nagrany oryginalnym mikrofonem U 47 oraz z użyciem emulacji. Trzeba tylko zgadnąć, który jest który…

VMSA.wav
VMSB.wav

VMSC.wav
VMSD.wav

VMSE.wav
VMSF.wav

VMSG.wav
VMSH.wav

I jeszcze filmik z prezentacją firmową:

Bitwig odkrywa karty

Opublikowano przez

BWS_Screenshot

BWS_Device Chain

No i wszystko jasne: 26 marca premiera (trochę dziwnie, bo blisko dwa tygodnie po Musikmesse we Frankfurcie, tak jakby Ableton szykował coś nowego i panowie uznali, że lepiej będzie pojawić się z premierą po nich – tu też obowiązuje polityka…), a cena to 329 euro (box) i 299 euro (download). Wśród aktualnie wymienionych dystrybutorów nie ma polskich firm, ale po NAMM sytuacja może się zmienić (i, o ile się orientuję, na pewno się zmieni).
Kilka kluczowych cech tego programu:

  • Praca na wszystkich platformach stacjonarnych (Windows, Mac OS X, Linux)
  • Obsługa komputerów wieloprocesorowych i procesorów wielordzeniowych
  • Obsługa VST 2.4 z wbudowanym mostkiem 32/64 bity, aby wszystkie wtyczki mogły działać (plus specjalne zabezpieczenie przed zawieszeniem wtyczek)
  • Własny algorytm timestretchingu
  • Obsługa do trzech ekranów wideo
  • Praca w oparciu o zakładki pozwalająca działać w kilku projektach jednocześnie i przeciągać poszczególne elementy między nimi
  • Ponad 50 Urządzeń wirtualnych, w tym instrumenty (Polysynth, FM-4, Organ, Sampler i analogowo brzmiące Drum Modules) oraz efekty (Delaye, Equalizery, Compressory)
  • Funkcja kontenera Urządzeń (można je konfigurować równolegle i szeregowo)
  • Ujednolicony system modulacji (bazujący na kontrolerach makro, funkcji Note Expressions, LFO i obwiedniach)
  • Możliwość modulacji dowolnego parametru Urządzeń i wtyczek VST
  • Możliwość aplikowania funkcji Micro-Pitch Control na poziomie pojedynczych nut
  • Dynamic Object Inspector: możliwość wyboru różnych nut/zdarzeń i ich wspólnej edycji z użyciem interaktywnej funkcji historii zmian
  • Automatyczne plasterkowanie w Urządzeniach Sampler lub Drum Machine
  • Automatyczne plasterkowanie klipów audio i możliwość ich dowolnej rearanżacji w edytorze Detail Editor
  • Panel mapowania Urządzeń z systemem kodów kolorystycznych
  • Ponad tysiąc presetów i brzmień, 3 GB sampli
  • Możliwość tworzenia własnych kontrolerów MIDI oraz dostęp do skryptów obsługujących każdy aspekt programu

Teraz już pozostaje tylko czekać na możliwość przetestowania programu.

Dithering, czyli (nie taka) czarna magia

Opublikowano przez

ditherO przewagach zapisu i edycji dźwięku z rozdzielczością 24-bitową chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Wystarczy powiedzieć, że na 1 bit rozdzielczości przypada 6 dB zakresu dynamiki, więc pliki 16-bitowe mogą mieć teoretyczny zakres dynamiki 96 dB, a pliki 24-bitowe już 144 dB. To oznacza, że rozpiętość dynamiczna między najcichszym sygnałem w materiale muzycznym (jest to zazwyczaj poziom szumów własnych wykorzystywanych urządzeń), a maksymalnym nieprzesterowanym sygnałem jest w przypadku tych drugich aż o 48 dB większa. Dzięki temu możemy rejestrować i przetwarzać dźwięk z niższym poziomem bez obawy o utratę jego dynamiki, mając jednocześnie duży zapas dla odpowiedniej prezentacji transjentów. Praca w 24, a nawet 32 bitach daje też więcej swobody na etapie miksowania, ponieważ dostępny zakres dynamiki znacząco przekracza ten sam parametr występujący nawet w najwyższej klasy sprzęcie audio.
Cóż z tego, kiedy na sam koniec nasza produkcja muzyczna i tak skończy jako plik w rozdzielczości 16-bitowej – czy to jako ścieżka na płycie CD, czy też jako MP3 dostępne w Internecie.
Aby plik produkcyjny, który ma zazwyczaj 24-bitową rozdzielczość, przekształcić do postaci 16-bitowej, trzeba usunąć w poszczególnych słowach bitowych, z których każde opisuje w systemie dwójkowym wartość poszczególnych próbek sygnału, 8 najmłodszych bitów. Najmłodszych, czyli tych, które odpowiadają za najniższe poziomy. Jeżeli je ot tak po prostu usuniemy za pomocą obcinania bitów (truncate), to w sygnale wynikowym braknie informacji o najcichszych składowych. W przypadku głośnych sygnałów będzie to oznaczało nieznaczną zmianę w ich brzmieniu, ale w przypadku tych cichszych, zwłaszcza wybrzmiewających, będzie już wyraźnie słychać zniekształcenia dźwięku.
Dlatego właśnie wymyślono dithering, czyli roztrząsanie, które może przyjmować różne formy. Najprostszą, choć nie uważaną za właściwy dithering, jest zaokrąglanie wartości poszczególnych sampli, które pozwala w pewnym zakresie złagodzić skutki prostego obcinania bitów. Bardziej zaawansowane formy ditheringu polegają na dodaniu specjalnie ukształtowanego szumu o bardzo niskim i zależnym od materiału dźwiękowego poziomie oraz składzie (niejako wplatając go w sygnał), który sumując się z najcichszymi dźwiękami w materiale 24-bitowym sprawia, że jego elementy składowe zostają niejako przeniesione do tych wartości, które nie będą podlegały redukcji bitów albo przesunięte w widmie sygnału poza zakres słyszalny.
Aby zaprezentować działanie algorytmu ditheringu niemalże jak pod mikroskopem, zmniejszyłem poziom oryginalnego 24-bitowego nagrania o 48 dB, a następnie fragment ten poddałem działaniu procesora PSP X-Dither (test w lutowym numerze magazynu Estrada i Studio) z różnymi ustawieniami, aplikując zmniejszenie rozdzielczości do 12 bitów. Pliki po poddaniu ditheringowi zostały następnie znormalizowane, aby można było lepiej usłyszeć różnice w działaniu algorytmów ditheringu.
Oczywiście w warunkach realnej pracy nikt nie będzie stosował tak skrajnych zabiegów, ale prezentacje te pozwolą lepiej zrozumieć, na czym polega dithering i jakie są efekty jego działania. Zaznaczam raz jeszcze – mamy tu do czynienia z ekstremalną sytuacją i ekstremalnie niekorzystnymi dla brzmienia warunkami. Przy rzeczywistej konwersji bitowej słyszane tu zjawiska odbywają się na poziomie praktycznie niesłyszalnym.

Rozwijający kreatywność Tunefish 4 (freeware PC i Mac)

Opublikowano przez

tunefishPrawdziwe piękno tkwi w prostocie. Nie przez przypadek najpopularniejszymi syntezatorami zazwyczaj bywały instrumenty stosunkowo proste w obsłudze (choć na przykład o DX7 już tego powiedzieć nie można, ale i tak większość użytkowników ograniczała się jedynie do zmiany presetów). Bardzo spodobał mi się najnowszy syntezator Brain Control Tunefish, aktualnie w wersji 4.0 dla komputerów Windows (32 i 64 bity) i Mac, a wkrótce też dla Linuksa. Pisany w czystym kodzie maszynowym waży niecały 1 MB (10 kB to skompresowany kod, reszta to grafika i dodatki) i jest prosty jak konstrukcja gwoździa. Ma bowiem tylko jeden (!) oscylator, a w zasadzie generator przebiegów, bo trudno jest określić, co tak naprawdę on generuje, oraz ciekawy generator szumów. Do tego cztery filtry, dwie obwiednie, dwa LFO, siedem prostych efektów i ośmioslotową matrycę modulacji. Niby nic, ale gdy zaczniemy nim kręcić, zaczynając od różnych konfiguracji ustawień kontrolek w sekcji generatora przebiegu (na ekranie wyświetlany jest jego wypadkowy przebieg oraz skład harmoniczny), a następnie przejdziemy do modulowania różnych parametrów to okaże się, że można z nim spędzić cały dzień, co chwila będąc zaskakiwanym nowymi możliwościami brzmieniowymi. Presety jak to presety – coś tam pokazują, jeśli chodzi o kierunki soniczne, w które można się udać, ale w zasadzie nie mówią nic o możliwościach tego instrumentu. A można w nim zrobić wszystko – od soczystych sampli perkusyjnych, poprzez basy, urokliwe pady, na rozdzierających barwach solowych skończywszy. Jego brzmienie z początku może się wydawać trochę demosceniczne i trackerowe, ale jeśli wykażemy się odpowiednią dozą cierpliwości i pomysłowością w aplikowaniu modulacji, filtrów i efektów, to instrument potrafi nas przenieść w zupełnie inne obszary. Można też uruchomić kilka instancji Tunefish, włączyć do pracy automatykę i ekstremalnie zaszaleć! Fajny, prosty, intuicyjny w obsłudze i dający duże możliwości.