Event 2020BAS V3 (recenzja)

Opublikowano przez

W kwietniowym numerze magazynu Estrada i Studio właśnie ukazał się test monitorów Event 20/20BAS V3. Poniżej zamieszczam kilka wyjątków z tego artykułu wraz ze spostrzeżeniami Tomka Hajduka, których już nie zdążyliśmy opublikować w druku.

Event 20/20 to jedne z najdłużej produkowanych monitorów aktywnych w branży pro-audio. Pierwsza ich wersja ukazała się na rynku w 1995 roku i choć aktualnie dostępna wersja V3 sporo różni się od oryginału, to jednak kształt, wymiary oraz w pewnym zakresie brzmienie pozostały niezmienione. Od kiedy właścicielem marki Event stał się australijski Røde, produkty tej firmy wróciły w glorii chwały do najbardziej prestiżowych studiów nagrań na świecie. Pierwszymi monitorami Eventa pod nowym kierownictwem były fenomenalne zestawy Opal (patrz test w EiS 5/2010). Przy wszystkich swoich zaletach i wybitnych walorach brzmieniowym monitory te mają jeden problem – są stosunkowo drogie (ok. 6 tys. zł za sztukę).
Z tego właśnie względu zdecydowano się na powrót do sprawdzonej już koncepcji 20/20 – monitorów, które zawsze miały dobrą prasę, cieszyły się dużą popularnością wśród producentów i realizatorów, i charakteryzowały się relatywnie niską ceną.

Trochę historii
Amerykańska firma Event Electronics pojawiła się na rynku w połowie lat 90. minionego wieku, a stworzyli ją ludzie, którzy odeszli z korporacji Alesis – wtedy jednej z największych firm pro-audio na świecie. Pierwszym własnym produktem Eventa były monitory 20/20, zbudowane w oparciu o 8-calowy woofer i 1-calowy driver z jedwabną kopułką. Twórcą tych zestawów był zespół doskonałych inżynierów z Frankiem Kelly na czele (wcześniej projektujący dla firm UREI oraz Alesis), który opracował całą koncepcję od podstaw, łącznie z przetwornikami i elektroniką.
Monitory były dostępne w dwóch wersjach – pasywnej 20/20 oraz aktywnej 20/20bas (skrót od bi-amplified system) i natychmiast zdobyły olbrzymią popularność na szybko rosnącym rynku domowych i projektowych studiów nagrań. Czy stały się sztandarowym monitorem producentów hip-hopowych, którą to informację lansuje się w materiałach reklamowych Eventa? Na pewno były pierwszymi monitorami w rozsądnej cenie, które potrafiły zejść tak nisko z częstotliwością przetwarzania. Lecz już rok-półtora po ich premierze ukazały się Mackie HR824, blisko jedną trzecią tańsze, i to one tak naprawdę zaczęły królować w powstających jak grzyby po deszczu domowych studiach nagrań.
W 2002 roku pojawiła się nowa wersja 20/20, ze zmienionymi wzmacniaczami. Był to czas, kiedy można było przebierać w różnego typu monitorach dostępnych w cenach dopasowanych do każdego portfela, a pozycja Event Electronics nie była już tak mocna jak kilka lat wcześniej. Z tego też względu 20/20 V2 przeszedł trochę niezauważenie, a sam Event zaczął mieć różnego typu kłopoty finansowe.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy Freedman Electronics, właściciel marki Røde, przejął markę Event i mocno w nią zainwestował, tworząc zupełnie nowy zespół konstruktorów, na czele którego stanął Marcelo Vercelli (wcześniej pracujący dla firm RCF oraz Mackie i będący „literą V” w nazwie marki KV2 Audio). Efektem 3 lat pracy i zainwestowania grubych milionów dolarów były niesamowite monitory Opal, które – nie tylko w mojej opinii – są i będą uznawane za jedne z najlepszych i najbardziej funkcjonalnych monitorów odsłuchowych w historii branży pro-audio.

W praktyce
Brzmienie monitorów Event 20/20BAS V3 będzie się podobać wielu osobom. Są one stosunkowo neutralne, bez wyraźnie podkreślonego i przesadnie krytycznego środka, mają za to klarowną górę i doskonale czytelny bas. To, co wspomniałem o środku pasma nie oznacza, że odczujemy w tym zakresie jakikolwiek niedosyt. Wręcz przeciwnie – środek „nie wychodzi” z monitorów, ale jednocześnie jest bardzo wyrównany i doskonale prezentuje proporcje między elementami miksu mającymi swój zasadniczy przekaz w tym właśnie zakresie. Jeśli miałbym jednym słowem określić charakter brzmienia tych monitorów, to nazwałbym je raczej „amerykańskimi” niż „brytyjskimi”. 20/20BAS V3 nie preferują żadnego konkretnego stylu muzycznego, ale odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że lepiej by mi się na nich pracowało z nowoczesną muzyką elektroniczną niż gitarową alternatywą.
Mocno wyeksponowany i do tego mający symetryczny wylot otwór bass-reflex trochę mnie na początku niepokoił. Okazuje się jednak, że jest on stosunkowo przeźroczysty dla brzmienia, nie jest źródłem turbulencji i nie wywołuje efektu boom-boksu. Charakteryzuje go natomiast bardzo silny rezonans własny przy 450 Hz. Mamy tu jednak do czynienia z dwoma elementami, których występowanie sprawia, że zjawisko to nie odciska negatywnego piętna na brzmieniu. Przede wszystkim woofer, począwszy od 150 Hz, ma charakterystykę opadającą, co jest normalne przy głośnikach z 8-calową membraną. Poza tym rezonans bass-refleksu jest stosunkowo szeroki i ładnie wpasowuje się w charakterystykę głośnika. W efekcie uzyskujemy dość wyrównane przetwarzanie w zakresie wyższego basu i niskiego środka, choć odbywa się to kosztem nieznacznego spowolnienia impulsów w tym przedziale częstotliwości.
Ciekawie prezentuje się też góra pasma – dość zrównoważona i bez przejaskrawień. W pomiarach charakterystyki pod kątem okazało się jednak, że przy odchyleniu powyżej 15 stopni od osi efektywność spada o 5 dB już dla 10 kHz. Zapewne jest to efekt zastosowania krótkiej tuby wokół membrany kopułkowej, która zwiększa skuteczność, ale też kierunkowość. Przekłada się to też na stereofonię, którą można określić jako dobrą, ale nie wybitną.
Bas nie ciągnie się za dźwiękiem, jest krótki, punktualny i dobrze wytłumiony. Zresztą słychać to od razu, gdy tylko pukniemy delikatnie w membranę woofera – nic nie rezonuje, a drganie natychmiast zanika. Monitor nie schodzi jednak tak nisko, jak deklaruje to producent. 35 Hz? Owszem, ale gdy weźmiemy pod uwagę spadek 10 dB. Jeśli punktem odniesienia będzie dla nas przetwarzanie 1 kHz, to pierwszy spadek 3 dB mamy przy 55 Hz, a drugi przy 42 Hz (pomiędzy tymi częstotliwościami jest zafalowanie ze szczytem dla 45 Hz i zapadłością dla 49 Hz. Może nie miałoby to znaczenia gdyby nie fakt, że to są akurat częstotliwości podstawowe dźwięków F i G granych na najniższej strunie gitary basowej.
Tomasz Wróblewski


 

Event 20/20 bas V3 – drugim uchem
Do nowych monitorów Event 20/20 bas V3 podszedłem bez skojarzeń, które wiązałyby te odsłuchy z dźwiękami w konkretnym stylu. To prawda, pierwsza wersja Event’ów 20/20 zrobiła przed laty karierę w kręgach twórców rnb i rap, więc można się było się spodziewać, że model Event 20/20 Bas w trzeciej odsłonie sprawdzą się lepiej niż pierwowzór w podobnym zastosowaniu. Na samym początku do odtwarzacza najpierw powędrowało kilka dobrze znanych płyt z nagraniami w kilku gatunkach, zaś potem głośniki sprawdziły się w studyjnym boju, w praktyce, podczas pracy nad miksami jako główny zestaw.
Jakie wrażenia? Po pierwsze, odsłuchy wyglądają solidnie i potrafią zagrać niesamowicie głośno. Monitory wykazują się niezwykłą skutecznością i z ich pomocą można nagłośnić nie tylko studyjną reżyserkę, ale też imprezę w dużym domu. Górne pasmo zostało tak dostrojone, by ten zakres częstotliwości brzmiał precyzyjnie i przejrzyście, a jednocześnie wysokie tony grały miękko i przyjemnie. W wyniku tego monitory nie męczą uszu przy dłuższej pracy, ale ostateczne należy liczyć się z tym, że finalne miksy mogą zabrzmieć trochę jaśniej na innych głośnikach.
Szybko okazało się, że te odsłuchy nie zostały stworzone do miksowania z ich pomocą muzyki gitarowej, chyba, że mówimy o absolutnie popowym podejściu do rocka w stylu np. singlowych przebojów Daughtry. Czysto rockowe lub pop-rockowe dźwięki na nowych 20/20 bas V3 brzmią poprawnie, ale by pewnie zmiksować przesterowane gitary, rozpędzoną gitarę basową i nisko wybrzmiewający werbel oraz kotły perkusji z niskimi, męskimi wokalami, trzeba dobrze poznać charakter i oswoić się z brzmieniem pasma 150-500 Hz w tych odsłuchach. Bardzo możliwe, że ustawienie w miksie gitary basowej tak, jak chcielibyśmy ją usłyszeć potem w radio lub w samochodzie, zaowocuje zbyt cichą partią na reszcie głośników, bowiem niski środek partii gitary basowej w nagraniach zrobionych na innym rodzaju monitorów tutaj wyskakuje zawsze do przodu.
Monitory pokazały swoje przeznaczenie, gdy z głośników popłynęły numery Snoop Doga, Dr.Dre, „Rude Boy” Rihanny, „Imma Be” Black Eyed Peas, nowy Chris Brown i elektronika klubowa z Deadmou5’em i Kaskade na czele. To nie przypadek, że te nagrania zagrały świetnie na 20/20. W tego typu utworach niższe pasmo środka ścieżki instrumentalnej jest zazwyczaj oszczędnie wykorzystane, cała edycja polega na redukcji dźwięków w tym zakresie i słychać tam tylko elektroniczny werbel lub klaśnięcie, a najważniejszymi elementami nagrania są sekcja rytmiczna czyli stopa, bas, hi-hat oraz wokale.
Testowane głośniki wyjątkowo dobrze podają realizatorowi brzmienie syntetycznej stopy i basu. Dobra próbka z 808 wyrywa z butów, a nuty basowe z syntezatora słychać nawet dla 30 Hz (!). Bas brzmi znakomicie, pod warunkiem, że na ścieżce basowej nie ma zbyt szybkich podziałów. Przy klubowych dźwiękach house 20/20-tki pewnie przenoszą uderzenia stopy aż do najniższych częstotliwości, ale można czasem odnieść wrażenie, że pojedyncze szybkie nuty ze ścieżek basowych traktowane są jak jeden, długi dźwięk. Wszystko dlatego, że bas w 20/20 V3 – możliwe że taki był zamysł projektantów – wydaje się odrobinę leniwy. Im bardziej oszczędna i prosta ścieżka basowa w nagraniu, tym lepiej.
20/20 bas V3 świetnie sprawdzą się w większym i przygotowanym akustycznie pomieszczeniu, ustawione na statywach, w średnim polu, trochę dalej od uszu realizatora. Chodzi też o to, że bas schodzi tutaj naprawdę nisko, a znacznie łatwiej się go kontroluje przy wyższym poziomie głośności. Ustawione w dalszej odległości monitory grają przestrzennie i ładnie pokazują plany dźwiękowe a dominujący, niższy środek chowa się do tyłu. Zaletą 20/20 V3 jest duży woofer. Dzięki temu głośniki zachowują się swobodnie i nie ma wrażenia, że dźwięk jest „zduszony” czy skompresowany, co już na wstępie dyskwalifikuje kilka innych konstrukcji z tej półki cenowej. W całościowym ujęciu, pomijając charakterystykę częstotliwościową, brzmenie 20/20 bas V3 może urzekać i naprawdę zaskoczyć jeśli spojrzymy na cenę. Po praktycznych testach nasunął mi się jeden, dobitny wniosek: Event 20/20 bas V3 to propozycja skierowana do konkretnego grona twórców muzyki, monitory dla osób, które składają współczesne miksy hip-hop/pop-RnB i tworzą różnego typu elektroniczne dźwięki, których tempo – to ważne – nie przekracza 110 BPM.
Tomasz Hajduk

Pełny test znajdziesz w kwietniowym numerze miesięcznika Estrada i Studio

4 komentarze do wpisu „Event 2020BAS V3 (recenzja)

Dodawanie komentarzy do tego artykułu zostało wyłączone [?]