Pogadanka Na Temat. Monitory, cz. 2

Opublikowano przez

monitory_2Skonstruowanie taniego i w miarę przydatnego monitora z grupy tzw. budżetowych to trudna sprawa. Paradoksalnie, często dużo trudniejsza niż wykonanie monitora wysokiej klasy. O ile w tym drugim przypadku należy postępować zgodnie z regułami, czyli dobrać odpowiednie przetworniki (zazwyczaj dość kosztowne), zamontować je w starannie obliczonej skrzynce, a następnie metodą wielokrotnych pomiarów, odsłuchów i drobnych zmian zbliżać się do założonego celu, to w przypadku monitorów budżetowych jest inaczej. Tutaj trzeba tanie głośniki obsadzić w jak najtańszej obudowie, dopasować je tak, aby zagrały w miarę przyzwoicie, zrobić dość ciekawy design i sporo zainwestować w reklamę. Do tego jeszcze do minimum trzeba skrócić okres projektowania, pomiarów i testów odsłuchowych, bo po prostu nie ma na to czasu. Za pół roku, a najdalej za rok, musi wyjść kolejny model, bo w przeciwnym razie wypadamy z handlu.

I nie ma w powyższych słowach żadnego sarkazmu. Uważnie śledzę rynek monitorów od chwili, kiedy pojawiły się jedne z pierwszych, w miarę dostępnych cenowo produktów Event (model 20/20 – 1995), Alesis (Monitor One – 1994) i Spirit (Absolute 2 – 1995), testując wnikliwie praktycznie każdy nowy model. To one pokazały wszystkim, że monitory studyjne nie muszą kosztować tyle, co samochód. Ale pierwszym monitorem, który zrobił prawdziwą furorę, był słynny Mackie HR824, który pojawił się w 1996 roku. Niespotykana w tej klasie (której w zasadzie jeszcze wtedy nie było) konstrukcja z pasywną membraną, starannie dobrane przetworniki, niezła elektronika, moda na ten typ brzmienia i dobra naonczas cena zrobiły swoje. HR824 wszedł do panteonu najbardziej klasycznych monitorów świata. Ale tym, co zrobiło największe wrażenie na całej branży pro-audio, był fakt że po raz pierwszy prawdziwie studyjne monitory skonstruowała firma, która nie miała na tym polu żadnych doświadczeń, która całe know-how budowała od początku, a mimo to odniosła ogromny sukces.

I tak zaczęła się historia budowania monitorów studyjnych przez każdego. A czym więcej na rynku pojawiało się nowych monitorów, tym bardziej spadały ich ceny. Doszło do tego, że dzisiaj parę całkiem sprawnych monitorów aktywnych bliskiego pola można kupić za mniej niż 1.000 zł. Czy można na takim monitorze pracować? Odpowiem tak: a czy można jeździć samochodem Tata Nano? Wszystko można, pytanie tylko, czy dany standard nam odpowiada i czy czujemy się z nim komfortowo.

Zacznijmy od początku, czyli od obudowy. To nie tylko skrzynka, która pozwala na zamocowanie głośników, ale też newralgiczny element całej konstrukcji mający wpływ na jej finalne brzmienie. Liczy się jej podatność na drgania samego głośnika (a więc sztywność, masa, materiał, z jakiego jest wykonana), wymiary (pozostające w ścisłej korelacji z parametrami samego głośnika), system konstrukcji (obudowa zamknięta czy otwarta, a jeśli otwarta, to z jak skonstruowanym otworem rezonansowym). Nie bez znaczenia, zwłaszcza w kontekście propagacji wyższych częstotliwości, pozostaje również kształt samej obudowy i sposób jej wykończenia – np. zachowanie ostrych narożników pozwala zminimalizować koszty produkcji, ale wpływa na zaburzenia obrazu stereo. Konstrukcja obudowy oraz właściwości i wymiary pracującego w niej głośnika niskotonowego określają też najniższą częstotliwość, jaką monitor jest w stanie przetworzyć. Ponadto nie da się rozdzielić tego parametru od szybkości, z jaką głośnik reaguje na impulsy, od której też będzie zależało to, co usłyszymy. Na każde zastosowane rozwiązanie trzeba nałożyć odpowiedni filtr optyczny z napisem „cena”.

W tym odcinku Pogadanek Na Temat (a także następnym, bo to temat-rzeka) zajmę się bass-refleksem, a w kolejnych pozostałymi elementami monitora w kontekście rozwiązań budżetowych.
W tanich monitorach musi być bass-reflex. Musi, ponieważ bez niego żaden tani i nieduży (do 8 cali) głośnik niskotonowy nie zagra poniżej 120 Hz. Bass-reflex przejmuje energię promieniowaną przez tylną część membrany i działając jak odwrócony rezonator Helmholtza wspomaga swym rezonansem drgania membrany głośnika niskotonowego. Efekt jest taki, że nawet małe 5-calowce mogą zabuczeć przy 50-60 Hz. Słowo „zabuczeć” jest tu na miejscu, ponieważ bass-reflex buczy, a buczy ponieważ rezonuje. A gdy rezonuje, to wydłuża dźwięki, które już przestały grać, robi dużo zamieszania w zakresie basów (gdzie nasze ucho nie jest już tak precyzyjne względem rozpoznawania częstotliwości) i sprawia wrażenie, że w monitorze słychać niskie tony.

Poniżej dwie ilustracje. Pierwsza przedstawia charakterystykę małego monitora 5-calowego, a druga potężnego odsłuchu klasy masteringowej z głośnikiem 15 cali. Na obu widać charakterystykę wypadkową i charakterystykę zmierzoną u wylotu bass-refleksu.

bass_reflex_1
bass_reflex_2
W monitorze z 5-calowym wooferem widać, jak nastrojony na 50 Hz bass-reflex dzielnie uzupełnia w zakresie 40-80 Hz głośnik, który w tym paśmie, mówiąc kolokwialnie, już nie daje rady. Pojawia się bas, owszem, ale jest on totalnie nieczytelny w tej właśnie oktawie, rozmazany i ciągnący się za dźwiękiem. Z takim basem za Chiny ludowe nie będziemy w stanie wychwycić częstotliwości podstawowej stopy, a najniższe rejestry linii basu zawsze będą sprawiały wrażenie przekompresowanych i nieco zbyt głośnych.

Efekt końcowy? Zwiedzeni tym co słyszymy nie zastosujemy odpowiedniej kompresji do stopy i basu, w efekcie czego dźwięki będą niespójne. Będziemy mieli też tendencję do zdejmowania basu korekcją i nadmiernie osuszymy brzmienie. Nie będziemy też słyszeć żadnych dźwięków w niskich rejestrach, które plączą się tu i ówdzie po naszych ścieżkach, bardzo efektywnie zjadając zapas dynamiki. W rezultacie naszego utworu nie da się porządnie „dopalić” limiterem, bo po prostu braknie miejsca na jego działanie.

Rozwiązanie? Da się z tym żyć, pod warunkiem, że wszędzie wpinamy analizator widma, aby zobaczyć to, czego nie słyszymy – wystających dźwięków basu (zwłaszcza gdy jest to bas elektryczny, który na każdym progu może zagrać z innym poziomem), podstawowej częstotliwości stopy (aby dopasować ją do partii basu i precyzyjnie skontrolować kompresją) i wszelkich sygnałów podakustycznych, które siedzą sobie gdzieś na ścieżkach naszej aranżacji.

W tym drugim monitorze bass-reflex nastrojony jest tak nisko, że prawie go nie widać – są to okolice 23 Hz. Tam już nie ma nic użytecznego, ale monitor masteringowy jest właśnie po to, aby to pokazać. Poza tym proszę zobaczyć, jak szeroki jest rezonans tego bass-refleksu i jak sprawnie woofer radzi sobie z całym pasmem basu. Tutaj bas będzie szybki, precyzyjny, nic się nie ciągnie (bo sprawnie działająca w tym paśmie membrana głośnika bardzo skutecznie powstrzyma jakiekolwiek tendencje do rezonansu, już w połowie okresu danej częstotliwości robiąc w obudowie podciśnienie). Jednym słowem – pełny profesjonalizm.

Ten pierwszy monitor kosztuje 670 zł od sztuki, a drugi trochę ponad 21.000 zł (też od sztuki, z tym, że jest pasywny i trzeba dokupić wzmacniacz za drugie tyle – w sumie wychodzi nas jakieś 40.000 zł za kanał).
To w temacie bass-refleksu na dziś byłoby tyle, ale tą dziurką (lub dziurkami) w obudowach będziemy się zajmować jeszcze w kolejnym odcinku Pogadanek Na Temat.