Wpisy z okresu

marzec 2014

SlickEQ – nowa wtyczka nowej supergrupy

Opublikowano przez

slickEQWtyczki Herberta Goldberga (znanego jako Bootsie) to znakomity przykład bezpłatnych narzędzi o wyglądzie i cechach profesjonalnych produktów z najwyższej półki. Mają wszak jedną wadę – są tylko dla Windows i w formacie 32-bitowym. Teraz jednak powstała chyba najpotężniejsza koalicja wśród twórców wtyczek, prawdziwy dream team. Do Goldberga dołączył bowiem Władysław Gonaczarow (twórca genialnego kompresora Mołot) oraz Fabien Schivre (znany z jednego z najlepszych kompresorów świata, czyli Tokyo Dawn Labs TDR). To międzynarodowe trio udostępniło właśnie swój pierwszy wspólny produkt, którym jest TDR VOS SlickEQ. Dzięki współpracy tych doskonałych programistów możemy się cieszyć wtyczką zarówno dla komputerów Windows jak i Mac, w wersji 32- i 64-bitowej.
SlickEQ to 3-pasmowy korektor semiparametryczny (czyli bez regulacji szerokości działania filtrów), wyposażony w sekcje Low, Mid i High. Pierwsza i ostatnia mogą działać półkowo lub pasmowo, a środek tylko pasmowo. Mamy też filtr dolnozaporowy przestrajany od 0 do 350 Hz, funkcję subtelnej saturacji (3 tryby brzmieniowe z regulowaną głębokością) oraz opcję kompensacji zmian poziomu na wyjściu, która działa trochę jak kompresor/limiter, pozwalając zachować niezmienioną odczuwalną głośność bez względu na głębokość regulacji. Korektor może działać w odniesieniu do sumy stereo, w trybie mono lub przetwarzać różnice między kanałami (np. dla uzyskania efektu poszerzenia). Inne funkcje to zmiana koloru interfejsu, zarządzanie presetami, cofanie/ponawianie poleceń, porównywanie trybów A/B oraz obsługa kółka myszki.
Korektor należy do grupy tych narzędzi, które działają bardzo subtelnie, choć same filtry są dość głębokie (+/- 18 dB). Jeśli będziemy go stosować, to raczej do prac „dopieszczających”, a nie do zasadniczej korekcji materiału. Zdecydowanie zabrakło mi jakiegoś sensowniej działającego regulatora poziomu wyjściowego, ponieważ przy tak subtelnie słyszalnej korekcji trzeba czasem mocniej podkręcić gałkę wzmocnienia filtru, a to już powoduje przesterowania na wyjściu. Kompensacja poziomu nie ma żadnej regulacji, więc jesteśmy zdani na jej automatykę, która ma tendencję do zniekształcania niskich tonów. Dużo lepiej pracowało mi się z korekcją na pojedynczych śladach, gdzie nie ma jeszcze tak wypełnionej dynamiki jak w kompleksowych miksach, i wtedy lepiej można zapanować nad poziomami i ogólnym balansem brzmieniowym. Zresztą sami sprawdźcie – wtyczkę można pobrać stąd. Ja przyznam szczerze, że od bezkrytycznego zachwytu nad SlickEQ dzieli mnie jednak pewien dystans.

Bliskie spotkania z Bitwigiem

Opublikowano przez

bit_1To nie będzie szczegółowa recenzja, taką znajdziecie w majowym numerze EiS, bo potrzebuję jeszcze trochę czasu. Bitwig to trochę inna filozofia niż liniowe DAW i Live. Myślę nawet, że użytkownicy, którzy dobrze opanowali oba te typy oprogramowania, także będą potrzebować czasu na Bitwiga.
Uwagi natury ogólnej. Program nie jest dla początkujących. Jeśli ktoś oczekuje samograja, w który wrzuci kilka pętli i nawtyka wtyczek, to raczej nie. Wszystko się dzieje w jednym ekranie, ale podzielonym na moduły, przy czym trzeba się między tymi modułami poruszać – nie ma punktowego, centralnego sterowania. Zaznaczam klip – pojawia się okno jego właściwości i tam dokonuję bardziej zaawansowanych zmian – odstrojenie, tempo, funkcje dopasowania tempa lub nie (bardzo dobry algorytm timestretch HD, opracowany przez Bitwiga) i szereg innych działań na klipie. Okien nie przesuwamy, są na swoich stałych miejscach. To samo dotyczy ścieżki – chcemy regulować jej parametry, to klikamy na jej nagłówku i otwiera się okno właściwości z oknem do ładowania wtyczek. Zawsze jedno. Chcąc mieć wgląd w kilka, trzeba wejść do okna miksera, w którym możemy też mieć odpalarkę klipów, niezależną od naszej aranżacji. Można okno podzielić tak, że mamy i odpalarkę, i aranżację – możemy więc grać aranżację, a w odpowiednich miejscach uruchamiać klipy z odpalarki (myszką lub kontrolerem): na żywo fantastyczna rzecz.
Co mnie martwi: wysokość ścieżek w aranżacji nie daje się regulować, są tylko widok mały i mniejszy. Jak chcesz zobaczyć lepiej przebieg audio, to trzeba go dwukliknąć i otworzyć edytor, w którym jednak jest tylko dokładniejszy obraz przebiegu i możliwość aplikowania w nim różnych obwiedni. Świetna rzecz to obwiednia wysokości dźwięku z możliwością wyginania krzywej z wciśniętym Altem – można sobie dowolnie przekonstruować partie basowe, harmonie, płynne zmiany wysokości (np. w dubstepowym basie) itd. Okno edytora audio i MIDI można znacząco powiększyć, więc praca jest bardzo łatwa. Obwiedniowanie, automatyka, przypisywanie parametrów do zewnętrznych kontrolerów odbywa się błyskawicznie. Obwiednie się przyklejają do klipów, więc można je kopiować z gotową automatyką, choć tu jest jeszcze parę drobiazgów – czasami niektóre punkty po kopiowaniu nie ustawią się tam gdzie powinny. Rozbicie pętli audio na sample, utworzenie klipu MIDI, gotowego do edycji i sterowania kontrolerem samplera, i automatyczne przypisanie sampli do zdarzeń MIDI to kwestia jednego kliknięcia. Droga do rearanżacji materiałów audio jest szeroko otwarta, z zaawansowanymi możliwościami samodzielnego definiowania znaczników podziału i dobrze działającym automatem.
Skalowanie widoku sesji i edytora działa jak w Live, czyli myszką na pasku podziałki. Skalowanie z klawiatury działa słabo – powiększanie i pomniejszanie (w poziomie, bo w pionie nie ma) nie odnosi się do jakiegoś konkretnego punktu odniesienia, np. do punktu ustawienia kursora (tzn. za pierwszym razem tak, ale za drugim już działa z zupełnie przypadkowego miejsca).
Syntezatory mamy w sumie tylko trzy: Organ, Polysynth i FM-4 – nazwy mówią za siebie. Na jednej ścieżce instrumentalnej z poziomu okna ładowania wtyczek możemy obsadzić tylko jeden instrument, ale jeśli robimy to z okna z wtyczkami, korzystając z funkcji +, to można wstawiać do woli – taka trochę niekonsekwencja. Przy stawianiu nutek w edytorze MIDI nie słychać ich dźwięków, choć powinno tak być (tak wynika z opisu przycisku, który to uruchamia). Bardzo dobre wtyczki korekcji, kompresji, delaya, pogłosu i modulacyjne. Wszystkie fantastycznie dają się automatyzować i kontrolować zewnętrznie.
Program nie obciąża znacząco komputera – przy kilkunastu ścieżkach i wtyczkach praktycznie nic się nie dzieje z obciążeniem. Słabe jest natomiast okno kontroli obciążenia, bo niewiele się z niego można dowiedzieć.
Bitwig ma niesamowite możliwości i funkcje niespotykane w innych programach, dlatego trochę czasu musi minąć, zanim do wszystkich dojdę i je rozszyfruję. Ogólne wrażenia są takie, że w niektórych miejscach jest bardzo złożony i zaawansowany, a w innych wręcz ograniczony do minimum – trochę nie ma równowagi między różnymi funkcjami. Pracuje się jednak szybko, skutecznie i intuicyjnie. Świetny jest jednoczesny dostęp do edytora aranżacji i odpalarki klipów. Poza tym można uruchomić kilka sesji jednocześnie i przenosić myszką elementy pomiędzy sesjami, bez przerwy w aktualnie odtwarzanej. Przełączenie między sesjami zajmuje sekundę – trzeba po prostu wcisnąć przycisk aktywacji silnika w tej sesji, którą chcemy uruchomić – pozostałe się „wysprzęglają” i nie obciążają CPU.
Na razie tyle, zgłębiam dalej.

Bitwig – wciąż czekamy

Opublikowano przez

Odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z Dominikiem Wilmsem (na targach we Frankfurcie), głównym twórcą i pomysłodawcą Bitwiga. Mimo moich usilnych starań nie udało mi się otrzymać wersji do testów prasowych. Dlaczego? pytam się Dominika. Przecież software już na pewno jest, a oficjalnie ma się pojawić raptem za nieco ponad tydzień. „Z powodu bugów” – usłyszałem. Cztery lata nad tym pracowaliście i na tydzień przed oficjalną premierą macie bugi? „Tak jest zawsze. Z tym że niektóre firmy decydują się na wypuszczenie software, a następnie przez rok czasu go poprawiają, a my chcemy mieć gotowy produkt. Poza tym cztery lata to normalny okres. Tyle czasu zajęło przejście z 8 na 9 w przypadku Live, tyle samo czasu potrzebował Logic. A my robiliśmy wszystko od podstaw. Zrobiliśmy platformę, która była platformą do programowania aplikacji. Wszystko po to, by było to jak najbardziej wszechstronne, funkcjonalne i działało na każdym komputerze, w tym na Linuksie”.
Ekipa w Bitwigu jest nastawiona bardzo optymistycznie i wierzy, że ich program osiągnie bardzo mocną pozycję na rynku. Pracowali nad nim dość długo, to fakt, ale jako zupełnie nowa aplikacja na rynku programów DAW może stać się bardzo ciekawą alternatywą dla innych. Wygląda na bardzo porządnie napisaną i bardzo funkcjonalną. Swojego czasu mieliśmy możliwość zapoznania się z wersją beta, ale – jak powiedział Dom – wiele się od tego czasu zmieniło, a software ewoluował.

Proximity – darmowa wtyczka VST

Opublikowano przez

proximityProximity (wtyczkę w wersji dla PC i Mac pobieramy stąd) to efekt współpracy Tokyo Dawn Labs i vladge/sound. Wtyczka jest przydatnym i bardzo prostym w obsłudze narzędziem, które – bazując na modelowaniu psychoakustycznym – pozwala na kontrolę przestrzeni dźwiękowej w miksie.
Proximity – zaaplikowana do pojedynczego śladu – umożliwia stworzenie symulacji przestrzeni akustycznej oraz precyzyjne określenie odległości wirtualnego mikrofonu od źródła dźwięku. Praca z wtyczką na dobrą sprawę sprowadza się do ustawienia odpowiednich wartości pokrętła Original distance i głównego suwaka. Jest bardzo prosta, intuicyjna i daje naprawdę zadowalające rezultaty.
Dodatkowo Proximity oferuje możliwość pracy w trybie stereo, pozwalając na przetwarzanie tylko jednego kanału, dzięki czemu łatwo stworzyć interesujące, przestrzenne efekty brzmieniowe (działające na podobnej zasadzie, co efekt Haasa).
Proximity to narzędzie, które przede wszystkim może znaleźć zastosowanie w pracach postprodukcyjnych, związanych z udźwiękowianiem gier komputerowych czy filmów. Nie znaczy to wcale jednak, że wtyczka nie może okazać się przydatna w procesie miksowania i produkowania muzyki. Całkiem dobrze sprawdza się na śladach monofonicznych jako narzędzie służące do „cofnięcia” lub „wypchnięcia” brzmienia w przestrzeni miksu. Warto mieć ją w swoim arsenale narzędzi producenckich, oczywiście pamiętając przy tym, że z ilością efektów psychoakustycznych lepiej nie przesadzać.
Stefan Głowacki

Historia pewnej konsolety…

Opublikowano przez

focusrite_2Takie filmy nie pojawiają się zbyt często, a ten – dodatkowo – jest wyjątkowo ciekawy. Świetnie zrealizowany, z udziałem pierwszoligowych realizatorów i producentów oraz osób, które tworzyły historię branży pro-audio. Trochę mi w nim brakuje obecności samego Ruperta Neve, ale trudno mu się dziwić, skoro założona przez niego firma Focusrite jest obecnie jego rynkowym konkurentem… Rzecz, o której mówię, to prawie 40-minutowy film dokumentalny poświęcony konsolecie Focusrite Studio Console, jednej z najlepszych analogowych konsolet studyjnych, jakie kiedykolwiek wykonano. A powstało ich tylko 10 sztuk, z których sześć pracuje po dzień dzisiejszy. Twórcy filmu dotarli do wszystkich jej użytkowników, do ich studiów nagrań, i wysłuchali fascynujących historii związanych z tymi mikserami, pokazując przy okazji prawdziwe studia naszych marzeń.
Po obejrzeniu tego filmu można wziąć udział w konkursie organizowanym przez firmę Focusrite z okazji jej 25-lecia, w którym nagrodą główną jest możliwość dokonania nagrań w londyńskim AIR Studios pod okiem samego Guya Masseya (The Beatles, Manic Street Preachers, Ed Sheeran).

Mówiąca wtyczka VST (freeware)

Opublikowano przez

vstspeakOdgłosy mówiącego robota zawsze są w modzie i doskonale sprawdzają się w wielu gatunkach muzycznych. Twórca edytora Wavosaur udostępnił bezpłatną wtyczkę o nazwie VST Speek (co do pisowni są rozbieżności, nawet u samego dewelopera, ponieważ w opisie jest VST Speek, a na wtyczce VST Speak…). Po wpisaniu dowolnego tekstu (z uwzględnieniem fonetyki angielskiej) wtyczka go odczytuje, a my mamy możliwość regulacji szeregu parametrów związanych z brzmieniem (patrz prezentacja poniżej). Dźwięk możemy wyzwolić przyciskiem Speak albo podaniem komunikatu MIDI Note (wtyczka reaguje na wysokość dźwięku). Dodatkowo możemy zautomatyzować wszystkie jej parametry, co otwiera przed nami drogę do zaawansowanego kreowania końcowego rezultatu brzmieniowego. Wtyczka będzie rozwijana, a już niebawem możemy się spodziewać wersji dla OS X. Wtyczka pisana jest w czystym kodzie (bez użycia SynthEdit/SynthMaker) i bazuje na syntezatorze wokalowym Software Automatic Mouth (SAM) stworzonym swego czasu przez Softvoice Inc dla komputerów Commodore 64.
Na blogu producenta znajdziemy linki do pobrania wersji 1.2 w formacie 32- i 64-bitowym.