Konwencja AES w Londynie odbyła się w dniach 22-25 maja 2010. I to chyba najdłuższa recenzja, jaką można na temat tego wydarzenia napisać. Panowie rozłożyli się w obiekcie wielkości sali gimnastycznej, jednej czwartej firm większość z nas nie kojarzy, drugą jedną czwartą pochwycono z łapanki i barterów, a całość można było obejść w 10 minut rozmawiając z każdym napotkanym znajomym. Całe szczęście, że pogoda dopisała, i można było pozwiedzać Londyn. Chyba nikt tej imprezy nie potrzebuje. O, w Barcelonie – to było coś!
Bez przesady. Konwencje AES to nie tylko wystawa, ale również część naukowa (konferencja). Moja obserwacja (bywam na jednych i drugich) jest taka: o ile część wystawowa z wiadomych względów jest bardziej okazała na konwencjach amerykańskich (tym razem była biedna być może z powodu wpływu wulkanu na połączenia lotnicze), to konferencja najczęściej jest lepsza (więcej referatów) właśnie w Europie, ze względu na to, że tu jest bardzo wiele ośrodków badawczych związanych z dźwiękiem.
Niezręcznie się wyraziłem, oczywiście chodziło o to, że tym razem europejska była biedna z powodu wulkanu.
Ja z kolei znam opinię innej osoby, która była zadowolona, że do Wiednia zabrała rodzinkę, bo na terenach AES właściwie nie było co szukać.