Poziomy robocze kompresora to + 4dBu z uwzględnieniem 18-decybelowego zapasu dynamiki, a użytkownik ma możliwość rozłączenia masy elektrycznej od sygnałowej w przypadku problemów z pętlami mas w urządzeniach montowanych w raku 19 cali. Sprzęt jest zasilany bezpośrednio z sieci z włącznikiem na przednim panelu. Ale nie jest to zwykły włącznik. W pozycji Off urządzenie przechodzi w tryb pełnego obejścia true bypass, więc niczym niezmącony sygnał z wejścia przechodzi na wyjście. Jednocześnie odłączana jest cała elektronika więc po włączeniu musi minąć trochę czasu, zanim wszystko wróci do normy. Ponadto w tym trybie kompresor cały czas znajduje się pod napięciem, więc w razie burzy i innych anomalii warto go ręcznie odłączyć od gniazdka.
Trochę technikaliów: wejścia obsługiwane są przez symetryczne bufory liniowe INA2137, a wyjścia przez drivery Burr-Brown DRV134. Wszystkie funkcje przełączane realizowane są przekaźnikowo, a w urządzeniu są dwa, a nie jeden transformator zasilający. Ten drugi, mniejszy, dostarcza napięcie żarzenia dla lamp. Montaż jest bardzo solidny, przewlekany, żadnych elementów montowanych powierzchniowo. Obudowa i mechanika najwyższej klasy, lampy w ceramicznych podstawkach, mierniki wskazówkowe z logiem producenta – nie mam pytań.
Manipulatory rozłożone są symetrycznie względem środka. Miałem trochę kłopotów z szybkim rozpoznawaniem pozycji przełączników, zwłaszcza czasów kompresji i filtracji górnoprzepustowej. Każda z nich ma własną diodę sygnalizującą pracę, która może świecić w dowolnym kolorze, pod warunkiem, że jest to kolor żółty. W efekcie panel upstrzony jest żółtymi światełkami, ale za to czerwone pokazują ominięcie danego bloku kompresora i przełączenie urządzenia w tryb standby.
Warto zwrócić uwagę na te oto skromne przełączniki o nazwie Mode. W środkowym położeniu kompresor jest ominięty, ale w skrajnych mamy dwa tryby pracy: LoComp i HiComp. W dużym przybliżeniu chodzi tu o głębokość oddziaływania kompresji, którą za chwilę pokażę. Czasy ataku to mniej więcej 15, 25 i 40 ms. Można się więc spodziewać, że transjenty bębnów przejdą przez kompresor nietknięte, o ile nie ustawimy zbyt długiego czasu powrotu. Ten natomiast przełączamy między wartościami w okolicach 200, 350 i 550 ms. Już samo to powinno nam uświadomić, że Dyktator jest tzw. kompresorem grupowym, przystosowanym do pracy na materiale bardziej złożonym niż pojedyncza ścieżka.
W tym kontekście duże znaczenie ma możliwość zastosowania wspomnianej już filtracji górnoprzepustowej wobec sygnału, który trafia do detektora – tutaj dla częstotliwości od 80 lub 120 wzwyż. W ten sposób wyłączamy najniższe, najbardziej energetyczne tony z oddziaływania na głębokość tłumienia i basy po kompresji pozostają praktycznie nietknięte.
Z rzeczy, do których przyzwyczaiły nas inne rozwiązania tego typu Dyktator nie ma regulacji Wet/Dry, i tak na ogół bardzo kłopotliwej w kontekście oddziaływania funkcji Make-Up, tu realizowanej przez przełącznik Output. Nie ma też funkcji kluczowania sygnałem zewnętrznym, sidechain.
Zobaczmy różnicę w charakterystyce kompresji między trybem LoComp a HiComp. Widać, że ten drugi zaczyna tłumienie znacznie niżej, a w fazie tłumienia jego Ratio wzrasta, choć i tak do nieznacznych wartości i w tym pomiarze wynosi 2:1. Skąd to wiem? Sygnał na wejściu zmienił się o 30 dB, a na wyjściu o 15. Jakby nie liczyć, 2:1. Kompresor nie jest zatem zbyt głęboki, zaś aby uzyskać tak duże tłumienie, trzeba nisko ustawić próg kompresji i poeksperymentować z poziomem wejściowym.
Zobaczmy teraz jak zachowują się czasy. Atak zwykle ma duży wpływ na to, jak mocno będzie tłumiony sygnał zaraz po nim. Czas powrotu z kolei widać tutaj, jako krzywą pokazującą co się dzieje z tłumieniem po zaniknięciu sygnału wyzwalającego.
Jest jednak pewien problem, bo zakres regulacji wejścia i wyjścia to jedynie 10 dB. Przyjmuje się powszechnie, że Make-Up, czy też Output jak tutaj, powinien mieć tak szeroką regulację poziomu, ile wynosi maksymalne tłumienie. Tu wprawdzie nie dojdzie do 20 dB, bo ten wskaźnik leciutko nas oszukuje, podobnie jak w przypadku balistyki pokazującej czas powrotu, ale jakieś dodatkowe 10 dB by się przydało. I co ciekawe, wcale nie w górę, ale w dół, bo przy niektórych ustawieniach trudno jest ściszyć sygnał po kompresorze do takiego poziomu, by można go było porównać z sygnałem czystym.
To są jednak drobiazgi, bo nie wierzę, że ktoś, kto kupuje taki klocek nie ma zewnętrznego komutatora sygnałów z ominięciami dla pojedynczych torów. Wszak to kompresor masteringowy, grupowy, szlachetny, o zmiennej transkonduktancji i na lampach, więc musi mieć optymalne środowisko pracy.
No dobrze, to puścimy sobie teraz dwa miksy. Jeden to surówka z DAW, zgrana jak leci, bez żadnych rzeczy na sumie – ot, zwykła produkcyjna matryca. A drugi, to zgranie wszystkich stemów (bębny, bas itd.) dokonane oddzielnie przez Dyktatora, z bardzo płytkim tłumieniem w porywach 1 dB, czasy Fast, tryb LoComp, linkowanie wyłączone. Czyli tak, jakbyśmy każdy ze stemów przepuścili przez oddzielnego Dyktatora. Będę przełączał, takt po takcie, żeby lepiej usłyszeć różnice. Przypomnę: jeden to czysta cyfrowa suma, a drugi to suma śladów przetworzonych przez płytką kompresję.
Założę się, że chyba każdy z Was uznał, iż to miks numer 2 jest dyktatorski, bo bardziej wyrazisty, stabilna przestrzeń i w ogóle jest ciekawiej, w końcu sygnał przeszedł przez rasowy lampowy analog. No i oczywiście zgadza się, nie macie racji. Ten bardziej wyrazisty to właśnie surówka z DAW, a ten trochę rozpuszczony to wszystkie ścieżki po kompresji.
Nie zrobiłem tego doświadczenia po to, aby zaprezentować, że Dyktator jest słaby. Jest dokładnie odwrotnie. Chciałem pokazać, że ta mityczna tęsknota do analogu, ocieplania ścieżek, lamp, transformatorów i tak dalej, to są piękne bajeczki dla grzecznych dzieci, spełniające naszą potrzebę posiadania jakiegoś nieosiągalnego ideału. Magiczny dotyk lampy i transformatora to nie jest coś, co można używać i nadużywać zawsze, wszędzie i przez każdego. Tu pokazałem, jak można świetnym narzędziem zniszczyć całkiem niezły wstępny miks, że ocieplanie na każdej ścieżce to naprawdę nie jest coś, o czym powinno się marzyć oraz że są kompresory do pracy z mikrodynamiką, czyli pojedynczymi ścieżkami i makrodynamiką, czyli dużymi grupami i sumą, tzw. grupowe. I różnią się one znacząco.
Taki kompresor jak Dyktator, na każdej ścieżce, nawet subtelny, po prostu spiłował im pazury. By je zachować, trzeba by było nagrywać, edytować i miksować z już włączonymi kompresorami, by w odpowiedni sposób reagować na to, co te procesory robią z sygnałem.
O rany jak ja kocham materiały Pana Tomasza. Niby test i opis konkretnego urządzenia a ile wiedzy dookoła… Dla takiego młodzika świata realizacji to nieocenione źródło wiedzy! Dziękuję!
Dziękuję. Staram się osadzić urządzenia w jakimś kontekście, żeby widz/słuchacz mógł/mogła lepiej zrozumieć jego działanie i funkcjonalność 🙂