Gitarzysta Airbourne, Joel O’Keefe, z ułańską fantazją wspiął się na słupy rusztowania scenicznego i w ulewnym deszczu i otoczeniu lamp pod napięciem zagrał swoje solo. Po drodze parę razy się pośliznął i omal nie spadł, ale twardy jest gość i na przekór sobie przeżył. Obsługa techniczna, by zabezpieczyć go przed ewentualnym przepięciem, odcięła mu kabel od gitary, czym wywołała buczenie niezadowolenia wśród co bardziej rozrywkowo nastawionej widowni. Zaraz po zejściu (z rusztowania oczywiście) Joel wykrzyknął: „Mówili mi, żebym tam nie wchodził. Ale co tam! Rock’n’roll!” A Wy jak myślicie? Jeszcze rock’n’roll, czy już może totalna głupota? Zresztą sami zobaczcie:
yeeeehaaaaa!
I zupełnym przypadkiem miał 30 metrów kabla do gitary.
jak bylem maly to nie takie figle wyprawiałem
Ciekawe czego zazywal zanim tam wlazl…
Gdyby elektromonter przywiązał sobie do pasa kabel i wspiął się tam w taki sposób po to żeby podłączyć oświetlenie to nikt nie miałby wątpliwości jak to nazwać. Czy mam zatem rozumieć, że głupota od rock and rolla różni się tylko obecnością gitary, decybeli i publiczności? 😉
lub zabezpieczenia 😉