Przy weekendzie zajrzeliśmy sobie do przytulnego studyjka Herr Zimmera, a teraz rzućmy okiem na miejsce pracy kolejnej znanej postaci. Niektórzy mogą go kojarzyć z premierą którejś z wersji Windows Media Playera, gdzie przy byle kliknięciu dość nachalnie wyskakiwał jego utwór, ale zapewne zdecydowana większość doskonale orientuje się, że David Byrne to człowiek z Talking Heads, znakomity producent, wydawca płytowy i… I w ogóle.
A zatem popatrzmy na jego miejsce pracy (klik) (klik).
Aż się na usta pieśń ciśnie: „co ci przypomina widok znajomy ten…”
David intensywnie bloguje, a zdjęcia te znalazły się w najnowszej wypowiedzi na temat szeroko pojętej współpracy. Sam przyznaje, że jego pracownia nie wygląda szczególnie ekscytująco pod względem adaptacji akustycznej i tego typu drobiazgów. Do korkowej maty poprzypinane są numery seryjne oprogramowania i różne kody dostępu (może dlatego zdjęcie dostępne jest w tak niedużej rozdzielczości…), komputer stoi pod biurkiem i wszędzie panuje dość optymistyczny bałagan. Wokal do jednego z niedawnych hitów nagrał mikrofonem z laptopa, wymienia się z ludźmi ścieżkami w MP3 i tak dalej. Jedna wielka herezja, nieprawdaż?
A gdzie kompresory lampowe! magnetofony szpulowe! syntezatory analogowe! złote kable! wtyczki z tytanu! monitory z Księżyca! Ano, panie, ni-ma… A najgorsze jednak jest to, że i bez tych wszystkich rzeczy, absolutnie niezbędnych w pracowni każdego szanującego się (i nie) tzw. producenta, też można nagrywać muzykę, i to całkiem niezłą.
Wnioski? Zanim napiszecie kolejnego posta na jakimś forum z pytaniem „który lampowy preamp będzie najlepszy do srebrnego mikrofonu?„, albo „który lampowy kompresor polecacie do tonacji A moll?” to dla przypomnienia kliknijcie sobie tu, tu, a potem jeszcze tu.
I nie zadawajcie już tego pytania…
albo tak
http://create-music.net/wp-content/uploads/2009/12/audio_ease_zappa.jpg