Telefunken AR51: łagodniejszy wymiar kary (recenzja)

Opublikowano przez

Marka Telefunken jest doskonale znana w Polsce i w Europie. Ta mająca swe korzenie jeszcze w XIX wieku niemiecka firma funkcjonowała praktycznie w każdej branży mającej cokolwiek wspólnego z elektroniką. Do końca lat 50. XX wieku była też znanym na świecie producentem i dystrybutorem lamp próżniowych, z których korzystał między innymi Georg Neumann w swoich mikrofonach. Układ między Telefunkenem a Neumannem (a także AKG) był taki, że w zamian za podzespoły elektroniczne Telefunken miał prawa do dystrybucji mikrofonów między innymi na terenie Ameryki Północnej, gdzie pod nazwą i z logiem Telefunkena funkcjonowały aż do 1958 roku. Stąd też szczególny sentyment amerykańskich realizatorów do tej właśnie marki.

W 2000 roku prawa do logo i nazwy Telefunken na terenie USA przejął Toni Roger Fishman, by pod marką Telefunken USA zająć się naprawą i renowacją starych mikrofonów. Mając szerokie kontakty oraz dostęp do oryginalnych elementów podjął decyzję o produkcji nowych-starych mikrofonów, które już wkrótce, na fali mody vintage, przyciągnęły uwagę realizatorów i producentów w USA, a potem na całym świecie. Firma szybko się rozrosła, zmieniła nazwę na Telefunken Elektroakustik, a produkcja niebotycznie drogich mikrofonów ruszyła.

Trudno jest jednak ze sprzedaży kilkuset ekskluzywnych mikrofonów rocznie utrzymać jakiekolwiek przedsięwzięcie, więc Fishman ze wspólnikami zdecydował się wejść także na rynek nieco tańszych produktów – stąd pomysł na serię R-F-T. Mikrofony produkowane pod tą nazwą bazują na chińskich kapsułach, zasilaczach i elementach mechanicznych. Elektronika zaś pochodzi z najdroższych mikrofonów Telefunkena. Najnowszym przedstawicielem tej serii jest model AR-51.

Na zewnątrz i wewnątrz

Estetyka mikrofonu nie budzi żadnych zastrzeżeń. Efektowna, trójwarstwowa osłona kapsuły prezentuje się bardzo okazale, świetnie wygląda też matowy, ciemnoszary lakier, którym powleczono korpus, oraz logo firmy i wcięte laserowo napisy na korpusie. Ogólnie rzecz biorąc jest to wzorowo wyglądający produkt, który śmiało może stanąć obok klasycznych mikrofonów najlepszych firm. Pozytywne wrażenie psuje trochę elastyczny uchwyt, który wyglądem i obsługą odstaje od luksusowego wzornictwa AR-51. Z dokręcanym przegubem przyjdzie nam się trochę pomocować, by ciężki mikrofon nie opadł w dół, a zapięcie blokad mocujących korpus AR-51 wymaga zręcznych i silnych palców, a także sporej odporności psychicznej (pęknie, czy nie pęknie…?).

Mikrofon wyposażony jest w lampę ECC81 firmy Mullard oraz transformator wyjściowy T-14/1 (współczesną wersję trafa Haufe T14/1, stosowanego m.in. w klasycznych mikrofonach AKG i Neumann). Elektronika bazuje na najwyższej klasy podzespołach (5-procentowe rezystory Ohmite, kondensatory CDE i Nichicon), a ścieżki na płytce drukowanej powleczono dodatkowo grubą warstwą cyny. Nie ma tu mowy o zimnych lutach, będących zmorą tanich mikrofonów objawiających się niespodziewanymi szumami, trzaskami i innymi niepożądanymi odgłosami.

Brzmienie

Transformator oraz lampa zastosowane w AR-51 sprawiają, że mikrofon oferuje żywe, stosunkowo jasne brzmienie. Szczególną uwagę zwraca bardzo precyzyjny środek, który pozwala wyeksponować wszystkie detale dźwięku (zwłaszcza jeśli chodzi o wokal i gitarę akustyczną), a jednocześnie nie stwarza problemów z sybilantami, mlaśnięciami i poświstami palców po strunach. Wszystkie te artefakty pojawiają się oczywiście w nagraniu, ale ich obecność dodaje jedynie smaku i naturalności rejestrowanej partii i nie objawia się pod postacią impulsowych pików na wykresie, które później trzeba pracowicie wycinać ręcznie.

Bardzo ciekawie brzmi bas. Z początku odniosłem wrażenie, że jest go stosunkowo niewiele, zwłaszcza po konfrontacji brzmienia AR-51 z dźwiękiem Neumanna TLM 102. Gdy jednak zaczniemy słuchać nagranych ścieżek niezależnie od siebie, szybko dojdziemy do wniosku, że basu jest w sam raz. Korzystną cechą mikrofonu jest to, że przy bliskim omikrofonowaniu uzyskane brzmienie, niezależnie od wybranej charakterystyki, jest bardzo do siebie zbliżone. Nieznacznie różni się tylko ósemka, która lekko uwypukla zakres 600-800 Hz. Ta cecha mikrofonu sprawia, że możemy swobodnie operować nim przy nagraniach wykorzystując walory akustyczne pomieszczenia, bez większych ograniczeń wynikających z określonego brzmienia każdej z charakterystyk (oczywiście przy dalszym omikrofonowaniu różnice są znacznie większe niż przy bliskich ujęciach).

Podsumowanie

Telefunken AR-51 to wysokiej klasy, bardzo uniwersalny mikrofon do każdego studia nagrań, nie wyłączając profesjonalnych studiów produkcyjnych. Gdy jednak przyjrzymy się cenie mikrofonu, to z pewnością zaczniemy się zastanawiać, czy aby ktoś tu nie przesadził, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wszystko to, co napisałem powyżej oraz fakt, że o brzmieniu i wzornictwie AR-51 można się wypowiadać wyłącznie w samych superlatywach. Chińska kapsuła, zasilacz, korpus, przeciętnej klasy uchwyt elastyczny i kartonowe opakowanie, a całość za 8.128 zł? Z drugiej strony patrząc, podobny funkcjonalnie (bez transformatora, ale z przełączanym filtrem) Neumann M 149 Tube kosztuje ponad dwa razy tyle. Jeśli zatem ktoś bierze pod uwagę zakup mikrofonu z tego przedziału cenowego, wówczas AR-51 mógłby się znaleźć w obszarze jego zainteresowania.

Pełny tekst znajdziecie w czerwcowym numerze magazynu Estrada i Studio.

Cena: 8.128 zł
Dystrybucja: MusicToolz

Porównanie AR-51 (po sygnale dzwonka) z TLM 102 (pierwsze ujęcie na ścieżce). Na całości lekka korekcja i nieco głębsza kompresja (by wychwycić szczegóły).

Kilka słów mówionych z bliskiej odległości (bez pop-filtru) do AR-51.

2 komentarze do wpisu „Telefunken AR51: łagodniejszy wymiar kary (recenzja)

Dodawanie komentarzy do tego artykułu zostało wyłączone [?]