Wprawdzie nie jest pod słońcem Kalifornii, ale pod chmurami Mazowsza, jednak uważnie przyglądam się temu, co się dzieje w Anaheim, gdzie dosłownie przed chwilą zaczęły się największe targi muzyczne na świecie. Na tegorocznych NAMM jak zwykle zasypano nas nowościami. Choć już wiele lat temu rozszyfrowano skrót NAMM jako „not available, mayby May”, ale potraktujmy to jako złośliwość… Faktem natomiast jest, że pokazywane w Anaheim produkty pojawiają się na rynku gdzieś w okolicach połowy roku, a chlubne wyjątki w zasadzie potwierdzają tylko tę regułę.
Czy zatem pokazano coś, co wywróci do góry nogami nasz świat produkcji muzycznej i sprawi, że zacznie ona wyglądać zupełnie inaczej niż do tej pory? Nie sądzę. Tego typu procesy trwają zazwyczaj latami, a takie debiuty jak ADAT czy Line 6 POD (pierwsze dwie rzeczy, które przyszły mi do głowy w kwestii rewolucyjności) zdarzają się bardzo rzadko.Czytaj dalej