Wpisy oznaczone tagiem

test

Najciekawsze produkty 2021 roku…

Opublikowano przez

…które podzieliłem na trzy grupy: oprogramowanie, interfejsy oraz monitory. Podsumowanie wrażeń związanych z testami tych produktów, które przeprowadziłem na przełomie ostatnich 12 miesięcy. Tutaj ich nie wyszczególnię, zapraszając do obejrzenia materiału na kanale 0dB.pl na YouTube. Produktów nie było przesadnie dużo, głównie z uwagi na skumulowany efekt epidemii pandemii i zapaści na rynku półprzewodników, ale udało się znaleźć kilka naprawdę interesujących i zdecydowanie wartych uwagi.

MiniFuse czy Scarlett?

Opublikowano przez

Bardzo dobre pytanie, bo wobec dość wysokiej na ogół jakości współczesnych budżetowych interfejsów audio różnice pomiędzy nimi stają się coraz mniejsze. Mam wrażenie, że testy subiektywne, czyli odsłuchowe, mówią nam coraz mniej lub nic, dlatego trzeba było sięgnąć po współczesne narzędzia pomiarowe. Wnioski wyciągniecie sami, ale podejrzewam, że ostateczny werdykt zostanie podyktowany funkcjonalnością urządzeń i przywiązaniem do marki. Gorąco polecam.

Arturia MiniFuse – konkurent dla Focusrite Scarlett?

Opublikowano przez
Obejrzyj nasz test najnowszych interfejsów Arturia MiniFuse!

Interfejs audio był zawsze oczkiem w głowie Frederica Bruna, prezesa Arturii, który koniecznie chciał, aby pierwszy interfejs audio Arturii – AudioFuse – był najlepszym na świecie produktem tej klasy. I prawie się udało, choć „prawie” czyni niekiedy sporą różnicę. Raz, że jego premiera przesunęła się aż o dwa lata, a dwa, że i tak musiało minąć trochę czasu, zanim w drugiej wersji ostatecznie zwalczono wszelkie choroby wieku dziecięcego tego nad wyraz rozwiniętego urządzenia. O ile mnie pamięć nie myli, był to pierwszy interfejs audio z własnym „kuferkiem” i jeden z niewielu mogących pracować także jako koncentrator USB. Zresztą czegóż w nim nie ma? Dwa wyjścia głośnikowe, ADAT, wordclock, S/PDIF, MIDI, tor zleceniowy, sprzętowe odwracanie biegunowości na wejściach, a także dwa tory monitorowe i wejścia gramofonowe.
Potem pojawiły się równie interesujące AudioFuse Studio oraz 8Pre, ale Arturii wciąż brakowało czegoś małego, taniego. Coś jak – nie przymierzając – Focusrite Scarlett, bo to on jest benchmarkiem w klasie budżetowych interfejsów do zastosowań wszelakich.
No i mamy – MiniFuse 1 oraz MiniFuse 2. MiniFuse 4 pojawi się w przyszłym roku. Oba pierwsze z przetwarzaniem 24-bitowym i próbkowaniem 192 kHz, ale MiniFuse 1 z jednym wejściem mikrofonowym, a MiniFuse 2 z dwoma oraz wejściem i wyjściem MIDI DIN-5. Do MiniFuse 1 podłączymy jeden mikrofon lub gitarę, a do MiniFuse 2 dwa mikrofony, dwie gitary lub mikrofon i gitarę. Oba są podłączane i zasilane przez USB-C, mają gniazdo USB-A np. do współpracy z klawiaturą lub kontrolerem MIDI, jedną parę wyjść monitorowych oraz wyjście słuchawkowe z własnym regulatorem głośności. Tory wejściowe, wyjściowe i konwersji są w obu urządzeniach podobne. MiniFuse 2 ma dodatkowo regulację proporcji między sygnałem wchodzącym a sygnałem z komputera, których miks kierowany jest na wyjście słuchawkowe, wraz z opcją monofonizacji odsłuchu.

Bitwig Studio – recenzji część druga

Opublikowano przez

Bitwig_edycja wielowarstwowaZgodnie z obietnicą zamieszczam drugą część recenzji programu Bitwig Studio, który w zasadzie nie jest programem DAW, ale DCW (Digital Creative Workstation). Tym razem opiszę moduł aranżera. Taka mała lektura na Święta, z życzeniami Zdrowych i Wesołych.

W aranżerze układamy nasze ścieżki zgodnie z powszechnie przyjętym, uznanym za standard odwzorowaniem liniowym, które swój początek wzięło od układu ścieżek na przesuwającej się taśmie wielośladowej. Od razu jednak widać, że Bitwig nie jest programem „studyjnym”, takim jak Pro Tools, Cubase, Logic czy Reaper. Po pierwsze – ścieżki nie mogą być dowolnie rozszerzane (są tylko dwa stany – kompaktowy i jeszcze mniejszy), a w ich nagłówkach nie znajdziemy praktycznie żadnych elementów, do których przyzwyczaili się użytkownicy cyfrowych wielośladów, nie licząc nazwy ścieżki, malutkiego wskaźnika poziomu, suwaka tłumika i przycisków solo, wyciszania, nagrywania i otwierania ścieżek automatyki dla śladu. Chcąc uzyskać dostęp do bardziej zaawansowanych funkcji ścieżki, należy kliknąć na jej nagłówku. Wtedy w panelu inspektora (okno z lewej strony) pokazują się wszystkie dostępne opcje, włącznie z oknem, w którym możemy aktywować wtyczki.Czytaj dalej

Bitwig Studio – recenzji część pierwsza

Opublikowano przez

bitwig_1Wprawdzie cała recenzja Bitwiga pojawi się w majowym numerze EiS – a mam nadzieję, że będzie wystarczająco wyczerpująca i wyjaśniająca wiele zagadnień – ale nie mogłem się powstrzymać i chciałem się podzielić z Wami jej pierwszą częścią. Potem dodam drugą, a po resztę zapraszam do majowej Estrady.

Pojawienie się Bitwiga nie było żadną niespodzianką. Program anonsowany był już od ponad trzech lat i od początku było wiadomo, że jego twórcy zamierzają pójść drogą, którą wytyczył Ableton Live. Postanowili to jednak zrobić na swój sposób. Autorami Bitwiga są programiści pracujący wcześniej w firmach Ableton (Live) i Vember (Surge i Shortcircuit), czyli niemiecko-szwedzka koalicja, na czele której stanęli Dominik „Dom” Wilms i Claes Johanson, a także Pablo Sara, Nicholas Allen i Volker Schumacher. Firma ma swoją siedzibę w Berlinie, a od kwatery Abletona dzieli ją 7 minut drogi na piechotę…

Podstawowe informacje
W założeniach twórców Bitwig ma być nowoczesnym programem DAW, w którym pojawią się wszystkie funkcje, jakich potrzebują współcześni artyści i producenci – głównie z kręgu muzyki elektronicznej – a które w innych aplikacjach są niedostępne lub mają formę nie do końca sprzyjającą kreatywnej pracy. Bitwig powstawał przez blisko cztery lata i jest programem stworzonym praktycznie od zera. Specjalnie dla niego skonstruowano własną platformę programistyczną, na bazie której dopiero budowano pozostałe elementy. Od początku Bitwig miał być wielosystemowy, pozwalając pracować na komputerach Windows, Mac, a także Linuks, przy czym struktura programu jest taka, że wszelkie dokonywane w nim zmiany odnoszą się jednocześnie do trzech jego wersji. Jak mówi Wilms, tworząc firmę od podstaw i pisząc oprogramowanie od przysłowiowej czystej kartki papieru mieli ten komfort, że można było przyjąć praktycznie dowolne założenia wstępne, uwzględniające systematyczny rozwój na długie lata do przodu.Czytaj dalej

MOTU 828x – interfejs audio ze złączem Thunderbolt

Opublikowano przez

motu 828Firma MOTU wprowadza na rynek nową i nieco zmodyfikowaną wersję swojego popularnego interfejsu 828 (jego poprzednie wcielenie to 828mk3 Hybrid). Model 828x pokazuje, że producent patrzy w przyszłość, bowiem popularne dotychczas w urządzeniach tej firmy złącze FireWire zastąpiono nowoczesnym i ultraszybkim portem Thunderbolt. Oczywiście nie zapomniano także o użytkownikach nie posiadających najnowszych zdobyczy technologii, montując tradycyjne złącze współpracujące z formatem USB 2.0.
Interfejs umieszczono w – typowej dla firmy MOTU – wytrzymałej, aluminiowej obudowie. Wyposażono go w dwa wejścia mikrofonowe typu combo, osiem symetrycznych wejść i wyjść liniowych, 16 kanałów cyfrowych pracujących na dwóch złączach optycznych, dwa wyjścia XLR, porty S/PDIF, worldclock oraz MIDI. W sumie mamy zatem 28 wejść i 30 wyjść (przy próbkowaniu 96 kHz liczba portów cyfrowych zmniejsza się o połowę). Urządzenie może pracować z maksymalną częstotliwością próbkowania do 192 kHz.
Dzięki pokładowemu procesorowi DSP interfejs ma kilka przydatnych narzędzi, takich jak procesor dynamiki, korektor czy pogłos, którymi możemy sterować bezpośrednio z panelu czołowego 828x, bez pośrednictwa komputera. Cena urządzenia w USA to 850 dolarów.
Stefan Głowacki


P.S. Przy okazji tej informacji pozwolę sobie dorzucić kilka uwag od siebie. W swojej pracy korzystałem już z wielu różnych interfejsów audio, z bardzo różnych przedziałów cenowych i muszę przyznać, że długi czas nie mogłem znaleźć takiego urządzenia, które spełniłoby wszystkie moje wymagania – dość specyficzne z uwagi na charakter pracy. Jeśli sprzętowo wszystko było dobrze, to pojawiały się problemy ze sterownikami. Jeśli sterowniki działały poprawnie na kolejnych systemach operacyjnych i różnych aplikacjach audio, to zawsze były jakieś problemy z torem sygnałowym, poziomem wyjścia słuchawkowego, brakiem regulacji jakiegoś istotnego dla mnie parametru (interfejsu często używam do pomiarów, co stawia przed nim nieco inne wymagania), mało wytrzymałą konstrukcją, trudnym w obsłudze panelem zarządzania czy wreszcie plączącym się zasilaczem. Nie traktujcie tego proszę jako formy ukrytej reklamy, ale moje wieloletnie poszukiwania odpowiadającego mi urządzenia zakończyłem jakiś czas temu na MOTU Track 16 i muszę przyznać, że przez cały czas użytkowania jestem wręcz zauroczony tym interfejsem. Jest bardzo elastyczny w konfiguracji, dobry jakościowo, solidnie wykonany, wyjątkowo funkcjonalny (m.in. dzięki możliwości sterowania kluczowymi parametrami z poziomu panelu czołowego – np. genialna funkcja wyciszania sygnału na wyjściu: wystarczy nacisnąć gałkę) i bez mrugnięcia diodami współpracuje z każdym oprogramowaniem pozwalając zejść z latencją do 64 sampli. Trochę irytująca jest „pyta” zakończona złączami z bardzo niewyraźnymi napisami, ale poza tym nie mam uwag. Piszę o tym dlatego, że w mojej prywatnej opinii MOTU produkuje jedne z najlepszych interfejsów jeśli chodzi o domowe i projektowe studio nagrań, nawet z ambicjami do pracy w studiach produkcyjnych. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale MOTU ma swojej ofercie także interfejsy wideo, a zatem doświadczenie tej firmy w zakresie przetwarzania wszelkiego typu sygnałów jest naprawdę bardzo duże. Z tego względu proponuję bliżej przyjrzeć się ofercie tego producenta, który – takie odnoszę wrażenie – nie jest tak znany w Polsce jak inne marki produkujące interfejsy audio.
Tomasz Wróblewski

Monitor Behringera kasuje zestawy hi-end…

Opublikowano przez

B2031Ta informacja jest na tyle intrygująca, że postanowiłem przytoczyć ją w pełnym tłumaczeniu:
Doktor Earl R. Geddes, autorytet w projektowaniu głośników, przeprowadza w sposób naukowy niezależne, ślepe testy odsłuchowe oraz serie testów pomiarowych z uwzględnieniem charakterystyk kierunkowych, zrealizowanych w jego laboratorium. Niedawno trafiły do niego monitory Behringer Truth B2031A i w wyniku badań doktor Geddes uznał, że reprezentują one tę samą klasę co znacznie droższe od nich zestawy hi-endowe Linkwitz Orion. Jak napisał: „Byłem całkowicie pod wrażeniem efektywności monitorów Behringer. To bardzo zaawansowany projekt, którego konstrukcja wykazuje się szeregiem bardzo ciekawych rozwiązań”. Szef marketingu firmy Behringer stwierdził: „Jesteśmy zadowoleni, że dr Geddes osobiście zajął się testami monitorów B2031A, i nie jesteśmy zaskoczeni ich wynikami. Głośniki te są wykorzystywane przez najbardziej wymagających ekspertów z zakresu dźwięku na świecie”.
Tyle informacja prasowa. Doktor Geddes jest autorem książki o przetwornikach audio, pisywał dla magazynów zajmujących się tą tematyką i ma swoją firmę, która wytwarza różnego typu monitory oraz zajmuje się szeroko rozumianymi pomiarami. Wygłasza też odczyty i funkcjonuje w branży jako niezależny specjalista. Opinia, pod którą się podpisał, może się wielu osobom wydać na tyle kontrowersyjna, że mogą podejrzewać jakiś ukryty cel tej kampanii. Ale skoro pan doktor dysponuje pomiarami i ma wyniki ślepych testów, to nie bardzo jest z czym polemizować. Tym bardziej, że póki co nie można się z nimi zapoznać.

Looptrotter Sa2rate (recenzja)

Opublikowano przez

sa2rate-front_bigUdało mi się skończyć szczęśliwie wszystkie ciekawe rzeczy, które – jako Estrada i Studio – szykujemy dla Was na Święta, więc znalazłem chwilę na zamieszczenie ciekawego, moim zdaniem, materiału o nowym polskim produkcie (pełny tekst w grudniowym numerze EiS). Mowa o Looptrotter Audio Engineering Sa2rate. Looptrotter jest jedną z kilku polskich firm branży pro-audio, które ostatnimi czasy zrobiły dużo zamieszania na światowych, a na pewno europejskich rynkach. Łącząc oryginalność konstrukcji, wzorcową jakość wykonania i najwyższej klasy brzmienie z atrakcyjną ceną urządzenia marki Looptrotter dość szybko znalazły miejsce w wielu studiach nagrań.
W przeciwieństwie do wielu dostępnych na rynku urządzeń typu „vintage”, Sa2rate jest całkowicie autorską konstrukcją jego projektanta Andrzeja Starzyka, podobnie zresztą jak dwa poprzednie produkty tej firmy – mający już niemal kultowy status Monster Compressor oraz ośmiokanałowy Satur-8. Zaglądając do środka możemy podziwiać perfekcyjne wykonanie (niektóre zagraniczne firmy mogłyby się uczyć od naszych producentów jak się robi urządzenia pro-audio) oraz „tajemnicze” układy zalane czarną masą (z indywidualnie dobieranymi podzespołami dla uzyskania idealnie wyrównanej charakterystyki pracy obu torów).

W praktyce
Już na wstępie trzeba wyjaśnić, że Sa2rate nie jest tylko okrojoną o sześć kanałów wersją Satur-8 (swoją drogą gratulacje za świetny wybór nazw – niby tak samo, a nie to samo…). Wprawdzie samo rozwiązanie bazuje na podobnej koncepcji wyokrąglania szczytów sygnału na podobieństwo urządzeń lampowych, magnetofonów z zapisem taśmowym czy starych konsolet audio (można je potraktować nawet jako bardzo miękko działający limiter), to jednak wprowadzono tu rozwiązanie, którego nie znajdziemy w Satur-8. Polega ono na zaaplikowaniu przed układem saturacji filtracji półkowej w odniesieniu do niskich tonów, a następnie wykonaniu procesu odwrotnego, czyli podbiciu tych częstotliwości już po dokonaniu operacji nasycenia. Zabieg jest bardzo ciekawy, ponieważ w ten sposób unika się „oszukiwania” układu saturacji przez sygnały o największej energii, czyli najniższe basy. Dzięki temu skład częstotliwości harmonicznych na wyjściu urządzenia staje się dużo bardziej zrównoważony. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nasycić także niskie tony – filtr nie jest bowiem na tyle głęboki, by je zbyt mocno odcinał. W mojej opinii to dosyć śmiałe rozwiązanie pozwoliło nadać brzmieniu Sa2rate specyficznego charakteru przy jednoczesnym zachowaniu doskonałej kontroli nad składem widmowym przetwarzanego dźwięku.Czytaj dalej

MOTU Track 16 (recenzja)

Opublikowano przez

Amerykańska firma MOTU działa na rynku wyjątkowo aktywnie. W krótkich odstępach czasu pojawiły się jej nowe interfejsy, a za moment otrzymamy flagowy program DAW tej firmy, czyli Digital Performer w wersji 8, którą będzie można uruchomić także na komputerach z systemem Windows. To może być prawdziwy przełom w historii MOTU, która do tej pory kojarzona była głównie z „makową stroną mocy obliczeniowej”. Teraz to się zmienia, a kolejnym przykładem tej ewolucji jest Track 16.

Konstrukcja
Nowy interfejs MOTU nie ma formy typowej dla wcześniejszych urządzeń tego producenta, czyli modułów w mniejszym lub większym stopniu przystosowanych do montażu w szafce rak. Wzorem wcześniej zaprezentowanego MicroBook II urządzenie ma format tabletop (przystosowany do pracy na biurku), ze wszystkimi manipulatorami znajdującymi się na górnym panelu.
Tu nie ma mowy o żadnych kompromisach – korpus to jednolity aluminiowy odlew; aluminiowa jest też płyta czołowa interfejsu. Wszystkie przyciski służące do obsługi są podświetlane (z możliwością wyboru sześciu różnych schematów kolorystycznych!), a duża gałka do zmiany i zatwierdzania parametrów także wykonana z metalu. Na przednim panelu znajdziemy wejście gitarowe (o dużej impedancji), wejście liniowe 3-4 oraz dwa wyjścia słuchawkowe – TRS 6,3 mm oraz TRS 3,5 mm. Z tyłu znajdują się gniazda USB 2.0 i FireWire – to coraz częściej spotykana w interfejsach wyższej klasy funkcja pozwalająca na wybór tego portu współpracy z komputerem, który nam bardziej odpowiada i zapewnia wyższą wydajność. Tutaj umiejscowiono też wejście i wyjście cyfrowe w formacie ADAT, które mogą też pracować jako optyczne porty S/PDIF. Poza tym wszystkie wejścia i wyjścia, w tym także gniazda do podłączenia zewnętrznego zasilacza, wyprowadzono na wielowtyku. Zasadniczą częścią interfejsu jest gruby kabel z jednej strony zakończony wtyczką wielostykową a z drugiej wiązką złączy wejściowych i wyjściowych.
Wspominając o zasilaniu należy zaznaczyć, że choć interfejs nie może być zasilany z komputera przez port USB, to może się to odbywać za pośrednictwem złącza FireWire, pod warunkiem, że nie jest to miniaturowe złącze 4-stykowe. Interfejs ma na przednim panelu dedykowany przycisk włącznika zasilania – jego krótkie wciśnięcie aktywuje proces rozruchu urządzenia (trwa on ok. 5 sekund), a dłuższe przytrzymanie, podczas którego wszystkie ścieżki diodowe zaczną się sekwencyjnie zapalać od zewnątrz do wewnątrz, spowoduje jego wyłączenie. W czasie testów okazało się też, że złącze służące do podpięcia zewnętrznego zasilacza jest bardzo słabym punktem interfejsu. Poruszenie wtyczką w gnieździe powoduje niekiedy zanik zasilania i wyłączenie urządzenia, co w tej klasy sprzęcie nie powinno mieć miejsca. Miejmy nadzieję, że to tylko wada testowanego egzemplarza, ale tego typu złącze powinno być znacznie lepiej zabezpieczone.Czytaj dalej

Eve Audio SC205 (recenzja)

Opublikowano przez

W historii przemysłu pro-audio bardzo często zdarzało się, że założyciele lub współzałożyciele firmy, która odniosła rynkowy sukces, zakładali inne firmy, o podobnym profilu, ale o nieco innej filozofii produktów. Tak też stało się w przypadku firmy Adam Audio, której współtwórca i były prezes Roland Stenz oraz Kerstin Mischke, była szefowa marketingu, założyli wspólnie nową firmę o nazwie Eve Audio, produkującą monitory studyjne.
Charakterystyczną cechą monitorów Eve Audio są woofery z wyjątkowo sztywną membraną z kompozytu na bazie struktury plastra miodu (SilverCone – stąd nazwa aktualnie dostępnych modeli: SC). Nowością w monitorach Eve Audio jest gałka na panelu czołowym, która jest typowym enkoderem z funkcją przycisku, otoczonym diodami sygnalizującymi pozycję. Gałką tą regulujemy nie tylko głośność, ale też wyciszamy monitory i regulujemy ustawienia trzech typów filtrów.
Elektronika monitorów w znacznej mierze opiera się na DSP i konwersji analogowo-cyfrowej zrealizowanej za pośrednictwem wysokiej klasy przetworników Burr-Brown. Na drodze cyfrowej realizowane są przede wszystkim dostępne w monitorze filtry oraz odpowiednie korekcje fazy sygnału.
Aktualnie na stronie internetowej firmy Eve Audio znajdziemy całą gamę modeli monitorów oraz subwooferów, z których w czasie pisania tego tekstu dostępne były tylko dwa: SC204 z 4-calowym wooferem oraz SC205, który jest przedmiotem niniejszej recenzji.Czytaj dalej