Konkretne procesory, konkretne zastosowania, konkretne utwory i konkretne miejsca. Pokazuję w działaniu te wtyczki, których używam zawsze i wyjaśniam, dlaczego to robię.
W programie:
Sprawdź, czego używasz; Zrób spis wtyczek; Szkice w preprodukcji; FabFilter Pro-Q 3; Filtracja przechyłowa; „Koloryzująca“ Blanka; Korekcja typu Pultec; Genialny API 560; Clariphonic – perła w koronie; FETpressor – kompresor roboczy; Sprośny Vulf i Niezastąpiony Novatron; Wokal i LA-2A;
Event Horizon i Loudmax – siły specjalne; Diabelski Surreal Machines Crack.
Przy okazji robienia porządków w komputerze po przejściu na MacBooka M1 i zupełnie nowy system zewnętrznej pamięci, całkowicie oparty na technologii SSD uznałem, że to dobry moment, by podzielić zestaw swoich 1.700 wtyczek na ulubione, inne niż ulubione, używane raz do roku i takie, których używam zawsze i wszędzie.
Zrobiłem tak: przejrzałem wszystkie swoje sesje od czasów albumu Komunikaty z 2017 roku, robiąc listing użytych w sesjach wtyczek – zarówno na etapie produkcji jak i miksu oraz finalizacji. W programie Reaper, z którego korzystam zdecydowanie najczęściej, jest to o tyle proste, że wystarczy użyć polecenia Open Project i zaznaczyć opcję ładowania sesji bez aktywnych wtyczek. Nie musimy wówczas czekać, aby wszystko się załadowało, a nazwy wszystkich procesorów pokażą się w oknie informacyjnym, z którego można je skopiować do pliku tekstowego. Owszem, można też użyć Project Bay i zakładki FX, ale jest w niej problem ze skopiowaniem tekstu. A tak, po prostu kopiuję tekst, wrzucam do jakiegoś edytora TXT i przenoszę np. do Worda. Żeby ten bałagan usystematyzować używam funkcji zastępowania, czyli znajdź i zamień. Usuwam tabulatory w polu znajdź wpisując znak tabulatora, czyli dash T, a pole zamień zostawiam puste. Klik w zamień wszystko i tabulatory znikają. Teraz zastępuję dwukropek i spację, tutaj reprezentowaną po prostu spacją, znakiem tabulatora, by można było stworzyć tabelę z podziałem za pomocą tabulacji. Pozostaje jeszcze tylko oddzielenie nazwy producenta do oddzielnej kolumny poprzez zamianę spacji oraz nawiasu otwierającego znakiem tabulatora, oraz zastąpienie nawiasu końcowego niczym.
Taki tekst można już zamienić na tabelę, a tabelę łatwo sortować według kolumn z nazwami wtyczek, nazwami producentów itd.
Jest z tym trochę grzebania, ale uwierzcie mi – to mocno otwiera głowę w kontekście stosowanych przez nas narzędzi.
Wyszła mi lista obejmująca blisko 60 wtyczek, a to, co mnie samego zaskoczyło, to minimalistyczny zestaw instrumentów wirtualnych. To dlatego, że przed zasadniczą produkcją przygotowuję sobie różne szkice, żeby mieć jakiś punkt zaczepienia, ot choćby tak jak tu. Są tu już jakieś zalążki bębnów, akordów, jakieś próby aranżacji, taki ogólny charakter całości. I bardzo często właśnie na tym etapie zamykam już kwestie instrumentów, zgrywając ich partie do plików audio. Trochę po to, aby na dalszym etapie prac już nie mieć do czynienia z kapryśnymi niekiedy syntezatorami czy samplerami, ale głównie dlatego, by odciąć się od preprodukcji. Ten szkic oczywiście zostawiam, ale do dalszych prac trafiają już ścieżki audio po, nazwijmy to może w ten sposób, reasamplingu.
Natomiast tam, gdzie brzmienie instrumentu będzie kluczowe dla aranżacji aż do samego końca łącznie z finalizacją, tam zostawiam instrument. I tak najczęściej jest właśnie z Addictive Drums 2, który jest moim podstawowym bębnem, czy takimi syntezatorami jak Dune, DX-7 V czy MODO Bass, którym wspieram bas elektryczny, oraz dominującymi partiami zaprogramowanymi w Kontakcie lub Reaktorze firmy Native Instruments. I właśnie te dwa ostatnie należą do wtyczek, z którymi nie mógłbym się nigdy rozstać. W ich bibliotekach mam wszystko czego potrzebuję i wykręcam w nich każde soniczne marzenie. To one są dla mnie początkiem i końcem, a że często grają kluczowe partie, pozostają w sesji do samego końca. Najczęściej używam bibliotek Spitfire, Heavyocity, Sample Logic i Scarbee, ale mam też mnóstwo ciekawych darmówej i róznych rzeczy, na które kiedyś tam trafiłem. Z kolei Reaktor to dla mnie warsztat ślusarski, w którym mogę sobie stworzyć co tylko chcę i kiedy chcę.
Jeśli chodzi o najczęściej używaną wtyczkę, to jest nią oczywiście FabFilter Pro-Q 3 – mój podstawowy korektor. Dlaczego Pro-Q 3. Nie będę opowiadał kocopołów o brzmieniu i takich tam innych historiach. To jest po prostu doskonałe narzędzie, w którym mogę zobaczyć widmo sygnału, porównać pasma kilku ścieżek dla uchwycenia kłopotliwych kumulacji, zaaplikować filtrację dynamiczną i generalnie nadać dźwiękowi takie brzmienie, jakiego chcę. Niekiedy na jednej ścieżce korektorów może być nawet kilka, każdy do czego innego. Nie wolno dopuścić do tego, aby korektor pracował z sygnałem międzypróbkowym powyżej 0dBfs, a Pro-Q 3 ma mierniki działające z nadpróbkowaniem, więc cały czas mamy wiarygodny poziom wskazań.
Korektory, których używam wyłącznie do nadawania ścieżkom kolorytu, a nie kształtowania brzmienia, to AudioFB Blanka, niezbyt ładny, ale potrafiący wydobyć w aranżacji każdy przytłumiony dźwięk. Do szerokiego oddziaływania, zwłaszcza w niskim basie, nie znalazłem niczego lepszego od dobrych korektorów typu Pultec, czyli wtyczek tego typu w wydaniu Universal Audio lub, jeśli chcemy użyć czegoś darmowego Ignite Amps. Wszystkie funkcjonują mniej więcej podobnie i używa się ich głównie do ciekawego wyeksponowania basu przy jednoczesnym spłaszczeniu niemal zawsze kłopotliwego niskiego środka w okolicach 200 Hz.
Z uwagi na podział częstotliwości filtrów, korektor API 560 jest idealny do przesterowanych gitar. Dwa ruchy i natychmiast uzyskujemy to, czego szukamy.
No i wreszcie perła w koronie, czyli działający równolegle korektor Clariphonic DSP MKII – do rozjaśniania, nadawania blasku, polerowania, szlifowania, uwypuklania i generalnie wszelkich prac, które aplikujemy po lakierowaniu dźwięku.
Wiadomo, że każdy ma taki swój uniwersalny kompresor do pilnowania poziomów, zwiększania wyrazistości śladów czy nawet różnych zabiegów specjalnych. Moim jest PSP FETpressor – od lat, zawsze i wszędzie – swoista odmiana kompresji 1176.
Ale trzeba mieć też kompresory o jakimś charakterze, a tych używam sporo. Najbardziej bezczelnym jest Goodhertz Vulf Compressor. Używam go tam, gdzie potrzebuję czegoś naprawdę ordynarnego i sprośnego sonicznie.
Mój drugi uniwersalny kompresor, ale już taki, w którym można kreować barwę, jest Kush Audio Novatron. To jak Distressor, LA-2A, 1176 oraz API 2500 w jednym.
Wokal niemal zawsze musi przejść przez IK Multimedia White 2A. Spośród wielu różnych emulacji LA-2A wybieram tę, bo daje natychmiastowe efekty i brzmi najjaśniej. Jeśli natomiast szukam czegoś bardziej wysublimowanego, to włączam Tube-Tech CL 1B mk II. To przepięknie brzmiący kompresor, o doskonale dobranych krzywych dynamiki, ale trzeba mu poświęcić sporo czasu. Bardzo łatwo bowiem można z nim przejść z nieba do piekła, zatem należy się mocno pilnować. Ale jeśli szukacie nowoczesnego, bardziej funkcjonalnego LA-2A, to Tube-Tech jest właśnie tym kompresorem.
Idźmy dalej: Kush Audio AR-1 oraz Royal Compressor. Oba w bardziej lub mniej oczywisty sposób związane są ze studiem Abbey Road, więc już wiadomo o co chodzi. A chodzi o powłóczystą, głęboką, beatlesowską kompresję, która nie bawi się w szczegóły, tylko prasuje wszystko jak leci, nie niszcząc za bardzo wyższych częstotliwości.
I na koniec tej części mojej historii o wtyczkach, bo to oczywiście nie wszystkie narzędzia z których prawie zawsze korzystam, kilka perełek, zahaczających o darmówki. Dlaczego? Event Horizon dostępny jest w Reaperze za darmo, ale ja kupiłem jego wersję komercyjną, bo ma interfejs graficzny i po prostu chciałem odwdzięczyć się w jakiś sposób firmie Stillwell Audio. Obsługa jest prosta – ustawiamy poziom maksymalny, którego sygnał nie może przekroczyć, a następnie wielkość wzmocnienia przed limiterem, które wywoływać będzie zaokrąglanie lub obcinanie wierzchołków. Wszystko działa konkretnie, sensownie i adekwatnie brzmieniowo. Podobnie jest z bezpłatnym LoudMax, który jednak jest już limiterem przejrzystym brzmieniowo – definiujemy nieprzekraczalny poziom, włączamy kontrolę poziomów międzypróbkowych i wzmacniamy sygnał w razie potrzeby. Używam go głównie jako regulatora poziomu sygnału z przeźroczystym sonicznie ogranicznikiem.
Aktualny status Surreal Machines Crack nie do końca jest mi znany, ale swego czasu był do pobrania za darmo. To prawdziwy szatan, niekiedy bijący funkcjonalnie na głowę kosztowne procesory obwiedni głośności, czyli takie wyspecjalizowane kompresory dające więcej możliwości w kształtowaniu ataku i wybrzmiewania. Tu dodatkowo możemy przetworzyć sygnał w kilku trybach, z najbardziej agresywnym Maximizer włącznie, gdy jakiejś ścieżce już nic nie pomaga i to jedyna metoda jej uwypuklenia w miksie.Aha, i jeszcze jedno. Już od ponad dwóch lat nie instaluję wersji VST 2. Format ten odchodzi do lamusa i zostanie nam tylko VST 3. Zatem nie zaśmiecajcie sobie dysków dwójkami, bo niedługo programy DAW już przestaną je obsługiwać.