W przypadku syntezatorów najbardziej wiarygodnym dla mnie wskaźnikiem ich przydatności jest to, czy sprowokują mnie do zarejestrowania nowych pomysłów. Tutaj sypały się jak z rękawa. Takie syntezatory lubię najbardziej.
arturia
Dekonstrukcja: Michael Jackson, Beat It
Dekonstrukcja piosenki z największej płyty pop wszech czasów, jaką jest i chyba na zawsze pozostanie Thriller Michaela Jacksona. Bardzo ciekawa aranżacja Quincy Jonesa może nas wiele nauczyć…
Dekonstrukcja: A-Ha, Take On Me
Bardzo inteligentnie i mądrze zaaranżowana i wykonana kompozycja, która przeszła długą drogę od jej stworzenia do nagrania w londyńskich studiach. Rozbieramy ją na czynniki pierwsze, do pojedynczych dźwięków, od początku do końca.
Posłuchaj sesji od początku do końca:
Enjoy The Silence – ścieżka po ścieżce
Instrumenty tworzą tu bardzo zwartą, spójną wręcz perfekcyjną strukturę. Od tego utworu bije kompozycyjna elegancja, a do tego jest niesamowicie melodyjny i wyjątkowo nośny rytmicznie. Zróbmy dekonstrukcję Enjoy The Silence ścieżka po ścieżce. Poniżej cała sesja odtworzona od początku do końca.
Blue Monday – ścieżka po ścieżce
Genialnie skonstruowana aranżacja utworu, który zapoczątkował nową stylistykę w muzyce. Przyglądam się mu uważnie ścieżka po ścieżce pokazując, jak można uzyskać podobne brzmienia.
Arturia MiniFuse – konkurent dla Focusrite Scarlett?
Interfejs audio był zawsze oczkiem w głowie Frederica Bruna, prezesa Arturii, który koniecznie chciał, aby pierwszy interfejs audio Arturii – AudioFuse – był najlepszym na świecie produktem tej klasy. I prawie się udało, choć „prawie” czyni niekiedy sporą różnicę. Raz, że jego premiera przesunęła się aż o dwa lata, a dwa, że i tak musiało minąć trochę czasu, zanim w drugiej wersji ostatecznie zwalczono wszelkie choroby wieku dziecięcego tego nad wyraz rozwiniętego urządzenia. O ile mnie pamięć nie myli, był to pierwszy interfejs audio z własnym „kuferkiem” i jeden z niewielu mogących pracować także jako koncentrator USB. Zresztą czegóż w nim nie ma? Dwa wyjścia głośnikowe, ADAT, wordclock, S/PDIF, MIDI, tor zleceniowy, sprzętowe odwracanie biegunowości na wejściach, a także dwa tory monitorowe i wejścia gramofonowe.
Potem pojawiły się równie interesujące AudioFuse Studio oraz 8Pre, ale Arturii wciąż brakowało czegoś małego, taniego. Coś jak – nie przymierzając – Focusrite Scarlett, bo to on jest benchmarkiem w klasie budżetowych interfejsów do zastosowań wszelakich.
No i mamy – MiniFuse 1 oraz MiniFuse 2. MiniFuse 4 pojawi się w przyszłym roku. Oba pierwsze z przetwarzaniem 24-bitowym i próbkowaniem 192 kHz, ale MiniFuse 1 z jednym wejściem mikrofonowym, a MiniFuse 2 z dwoma oraz wejściem i wyjściem MIDI DIN-5. Do MiniFuse 1 podłączymy jeden mikrofon lub gitarę, a do MiniFuse 2 dwa mikrofony, dwie gitary lub mikrofon i gitarę. Oba są podłączane i zasilane przez USB-C, mają gniazdo USB-A np. do współpracy z klawiaturą lub kontrolerem MIDI, jedną parę wyjść monitorowych oraz wyjście słuchawkowe z własnym regulatorem głośności. Tory wejściowe, wyjściowe i konwersji są w obu urządzeniach podobne. MiniFuse 2 ma dodatkowo regulację proporcji między sygnałem wchodzącym a sygnałem z komputera, których miks kierowany jest na wyjście słuchawkowe, wraz z opcją monofonizacji odsłuchu.
Arturia tworzy interfejs audio
Grunt, to odpowiednio przygotować grunt. Interfejsów audio jest na świecie od… no, powiedzmy, że dużo, i średnio raz na dwa tygodnie pojawia się nowy. Właśnie wczoraj francuska Arturia – tak, to ta firma od wirtualnych emulacji instrumentów analogowych, a teraz produkująca też klawiatury i syntezatory, analogowe oczywiście – poinformowała, że w styczniu wprowadza na rynek interfejs audio nowej generacji. Wiele firm twierdzi, że ich produkty są nowej generacji i w ogóle kosmos. Ale w tym, co powiedział szef Arturii, Frédéric Brun, pobrzmiewa nutka pewności, że ich produkt będzie absolutnie wyjątkowy pod względem sposobu obsługi, możliwości oraz jakości. I choć wszyscy dystrybutorzy Arturii na spotkaniu z zarządem firmy twierdzili jednoznacznie: „nie idźcie tą drogą”, to Brun z uśmiechem stwierdził, że, i tu też cytat, „będą państwo zadowoleni”. A czy zadowoleni będą też klienci?
Wiemy na pewno, że będą tam przedwzmacniacze mikrofonowe na elementach dyskretnych. W sumie nic nowego… Wiemy też, że interfejs o roboczej nazwie AudioFuse (choć proszono mnie, żebym jej nie używał, bo nie jest ostatecznie zatwierdzona, ale skoro już padła, to czemu miałbym jej nie użyć?) pozwoli na podłączenie mikrofonów, sygnałów liniowych, sygnałów gramofonowych i instrumentów. No cóż, takich jest na oko około 150. Ale, i tu już zaczyna się robić ciekawie, będzie go można podłączyć do peceta, maka, iPada, a nawet urządzenia z Androidem. Będą też porty ADAT i S/PDIF, wordclock, USB i MIDI. W każdym razie podano informację, że żaden dostępny obecnie interfejs nie ma wszystkich tych funkcji jednocześnie, które znajdziemy w interfejsie Arturii. Więcej szczegółów w grudniu. Na razie tylko zdjęcie, które niewiele pokazuje, oraz fragment ze spotkania z okazji 15-lecia firmy Arturia w Grenoble.
Nowy syntezator sprzętowy od Arturii
Arturia stworzyła mini-stronę z zapowiedzią swojego nowego syntezatora. Znajdziecie ją pod tym adresem. Na razie nie wiemy w zasadzie nic, zatem musimy czekać do 25-tego października. Na stronie zamieszczono jedynie zdawkowe informacje, które nic nam nie mówią o urządzeniu. Znalazło się również miejsce dla opinii wielu muzyków o produktach Arturii – między innymi Keith Shocklee (Public Enemy), Chris Cross (Ultravox) czy Adrian Utley (Portishead). Wielki licznik odlicza czas dokładnie do północy z 24 na 25 października, a zatem pozostaje nam cierpliwe czekać.
Pakiet bezpłatnych presetów dubstep
Wygląda na to, że dubstep, który w sumie nie jest już absolutnie najnowszym prądem muzycznym, dość mocno zakorzenił się w świadomości wielu twórców i fanów, wciąż znajdując chętnych do słuchania pokręconych dźwięków granych do dubowych rytmów bębnów. Samplephonics przygotował komercyjną bibliotekę presetów dla syntezatora Massive (chyba najczęściej stosowanego właśnie do dubstepu), o nazwie Massive Dubstep Bible. Całość liczy 177 presetów, ale najciekawsze jest to, że 13 z nich udostępniono za darmo, i można je pobrać stąd. Charakter barw jest różny – od typowych, silnie odkształconych brzmień w typie Skrilleksa do nieco mroczniejszych, bardziej „podziemnych” dźwięków, które można później przetwarzać zgodnie ze swoimi preferencjami i własnym gustem muzycznym. Za pełną wersję trzeba zapłacić blisko 35 funtów, czyli tanio nie jest. Jeśli jednak jesteście zainteresowani samodzielnym tworzeniem tego typu brzmień (i innych, o nowoczesnym charakterze – nie tylko w oparciu o Massive, ale też FM8, inne instrumenty z pakietu NI Komplete, a także bazujące na instrumentach firmy Arturia), to już niebawem na rynku ukaże się kolejne DVD wydane przez 0dB.pl, w którym od podstaw omówimy wszystko co jest związane z budowaniem własnych dźwięków m.in. pod kątem muzyki dubstep, bez oglądania się na wykreowane przez kogoś presety.
Zakończenie promocji z bezpłatnym Minimoogiem
Właśnie zakończyła się (przynajmniej oficjalnie, bo z uwagi na różne strefy czasowe chyba jeszcze trochę potrwa) akcja firmy Arturia, w której – jak się okazało – chodziło o nabicie licznika lubiących na Facebooku. A jakie się przy tym działy sceny! Jak przed sklepem meblowym w połowie lat 80. gdy „rzucili” wersalki o nazwie Adam. Strona internetowa Arturii stanęła już dobrze przed północą. Po północy było jeszcze gorzej i napięcie stopniowo rosło, bo nie wiadomo było o co chodzi. Po jakimś czasie ktoś się zorientował, że może coś będzie na fejsbuku Arturii, i to był strzał w dziesiątkę. Licznik lajków zaczął się kręcić. Około dziesiątej rano panie i panowie z Arturii, już na spokojnie, po porannej kawie i francuskim rogaliku, przelinkowali stronę z promocją bezpośrednio na Facebooka (jakby nie można było tego zrobić wcześniej). Ale tu niektórzy mieli problem, na przykład ja, ponieważ z biznesowego Facebooka nie dało rady nic „lajknąć”. Na gwałt musiałem więc założyć konto na kolegę, który zresztą z całym tym fajsbukiem nie chce mieć nic wspólnego, bo w ogóle nie rozumie o co w nim chodzi (i ja go rozumiem w tym nierozumieniu). I uff… Coś poszło, pojawiło się jakieś pytanie i informacje, że w ciągu 48 godzin coś dostanę. Oczywiście, nie dostałem aż do teraz, i kto wie czy kiedykolwiek coś dostanę [korekta: godzina 15.44, dotarł mail z linkami i indywidualnym kodem :-)]. W tzw. międzyczasie pojawiła się plotka, że można gdzieś coś ściągnąć na torentach, pojawiły się strony z linkami, wszystko w aurze bliskiej kryminałowi. Potem ktoś przytomnie zauważył, że i tak trzeba mieć kod w mailu, a bez tego to tylko w demo się można pobawić. Akcja nabrała gwałtownego przyspieszenia, bo strona Arturii ruszyła, ale i tak wszystko kierowało na tego fejsbuka. No istny thriller normalnie się z tego zrobił! Efekt jest taki, że „lajków” na stronie Arturii nabiło jakieś 75 tysięcy i najprawdopodobniej tyle też kopii wirtualnych Minimoogów pojawi się wkrótce w projektach muzycznych na całym świecie. Wszystko wokół zacznie brzmieć moogowato.
A skoro już o Moogu mowa, to całkiem niedawno znalazłem w swoich archiwach zdjęcie Boba, które zrobiłem ja (albo Maciek Dobrski, już nie pamiętam, bo to było całe 10 lat temu z niewielkim okładem) na NAMM w Anaheim w styczniu 2002 roku, z egzemplarzem EiS i pięknym uśmiechem na twarzy. Jak się okazało, rodzina Boba (zdaje się, że jego babcia) pochodziła z Polski i choć trudno jest mi to teraz udokumentować, to usłyszałem to bezpośrednio od samego Mistrza. Bob jeszcze wtedy był właścicielem marki Big Briar i dopiero dobijał się o prawa do nazwy Moog (które wcześniej stracił w wyniku perturbacji finansowych). Ale to właśnie za czasów Big Briar Bob opracował serię Moogerfooger, by chociaż w ten sposób przemycić swe nazwisko, z którego w pełnym brzmieniu nie miał prawa korzystać. Dziwne to były czasy dla jego firmy, więc gdy tylko udało Mu się odzyskać kontrolę nad Moog Music, wszyscy cieszyliśmy się razem z Nim. A potem był Voyager i wszystko zaczęło się kręcić od nowa. I choć Boba już nie ma wśród nas, to wciąż Go słyszymy w takich instrumentach, jak pobrana przez Was Arturia Minimoog-V. Macie więc w swoich komputerach piękny kawałek historii muzyki – wirtualną wersję najbardziej znanego instrumentu elektronicznego wszech czasów (choć jeśli chodzi o wielkość sprzedaży prym wiedzie Yamaha DX7).